Po połączeniu nadwozia z dołem Sonetta mogłem dać sygnał gotowości samochodu do lakierowania. Wkrótce potem była umówiona laweta. Posprzątałem wszystkie luźne rzeczy ze środka i zawiązałem pasy do wciągnięcia Saaba na lawetę. Nie bardzo jest go za co złapać. Ucha żadnego nie ma, zawieszenie jest głęboko schowane... Te uszy, za które zawiązałem pasy są dość delikatne, więc pasy specjalnie dałem długie, żeby siła działająca na uszy w karoserii była skierowana jak najbardziej na wprost, a nie w kierunku osi symetrii samochodu, jak byłoby przy krótkim pasie.
Raz dwa Saab wylądował na lawecie. Tak, on jest taki mały. Równie dobrze można by go było w poprzek przewieźć :).
Nagle w garażu zrobiło się tak jakoś pusto...
Dobra, my tu nie o tęsknocie za ptaszkiem wyfruwającym z gniazda, a o robocie :). Tomek, lakiernik, nie lenił się i już wkrótce widziałem takie zdjęcia z postępu prac.
Po ostatecznym podkładzie i dotarciu go Tomek polakierował samochód na gotowo. Wyszło super! Jakość lakierowania jest niesamowita. To wygląda, jakby lakier był wciąż płynny. A jako ciekawostka - w tym roczniku były ze 4 zielone kolory w palecie Saaba, ale ten jeden występował tylko na Sonecie. I jest to jeden z 4 kolorów, które były dostępne tylko na tym nadwoziu. Teraz już wiesz :). A dodatkowo jest to kolor, z którym ten egzemplarz wyjechał z fabryki - porównywaliśmy go do pozostałości oryginału w różnych miejscach samochodu. Srebrny był kolorem położonym w pierwszych dwóch latach używania tego auta, po dzwonie w lewy tylny narożnik.
Ale to nie koniec. Po wyschnięciu zielonego, domalowany został czarny pas tylny.
Potem znowu samochód przyjechał do mnie. Teraz rozpoczynam już ostateczny etap składania. Muszę jednak zacząć od dokończenia łączenia karoserii z podwoziem. Pominąłem na przykład listwę dociskającą dół pasa tylnego do podłogi bagażnika - nie mogłem tego założyć wcześniej, bo nie byłoby jak pomalować całego pasa tylnego. Tak wyglądała ta listwa po zdemontowaniu.
I jaj śrubki. Śrubek nawet nie odnawiałem, zbyt zardzewiałe były. Będą wkręcone nowe, ale też calowe, żeby wszystko było jak w oryginale.
Listwa została pomalowana proszkowo. Pomiędzy laminat a blachę bagażnika wcisnąłem masę uszczelniającą i całość skręciłem ze sobą.
Potem zużyłem sporo masy uszczelniającej na połączenie nadkoli tylnych z laminatem. W niektórych miejscach oryginalna uszczelka wystarczała, w niektórych było nawet do 2 cm luzu. Przy rozkładaniu samochodu też tu było sporo masy wciśnięte. I ciekawe jest to, że obie strony nieco się różnią wymiarami. Ręczna robota zdaje się... :). W każdym razie masa jest po to, żeby woda z kół nie przedostawała się do bagażnika.
Tam, gdzie nie sięgnąłem od góry, dostałem się od strony koła.
Pamiętasz podszybie? Skręciłem je tymczasowo śrubami z podwoziem.
Teraz wyieniam śruby na nity z podkładkami. Ale nie jestem z tego zadowolony, nity są ciut za krótkie. Wymienię je jeszcze na dłuższe, które będą lepiej trzymać.
Na słupku B połączyłem nadwozie nitami, też bez podkładek. Teraz je wymienię na nowe, już z podkładkami. Dzięki temu będzie to wyglądać tak, jakby nadwozie było malowane oddzielnie od podwozia.
Przykręcę też wstępnie (bo dokładnie to dokręcę dopiero po założeniu drzwi) zatrzaski zamków drzwi. Pod nimi były papierowe podkładki, które już nie nadawały się do użycia. Zrobię nowe.
O takie. Od spodu zatrzaski mają ząbki wgryzające się w karoserię po ich dokręceniu. Ma to zapobiegać przesuwaniu się zatrzasku podczas trzaskania drzwiami po kłótni z żoną.
I już na miejscu. Widać też nowe nity z podkładkami. Oczywiście odwiercenie starych nitów w tym momencie jest pracą o stresie porównywalnym z pracą sapera... :).
Po stronie kierowcy wróciła też na miejsce tabliczka znamionowa.
Mogę też teraz obrobić wlew paliwa.
Na laminat przykłada się ten metalowy pierścień - razem z podobnym pierścieniem od spodu, zintegrowanym z wlewem, obejmują laminat ściskając go pomiędzy sobą. Skręcone są wkrętami. Tego nawet nie odnawiałem, wszystko jest w dobrym stanie, a i tak jest niewidoczne. Lekko tylko doczyściłem gumę, bo miała ślady srebrnego lakieru.
Skręciłem to razem i założyłem gumę.
Potem założyłem korek. Wojtek, właściciel, przy okazji podrzucił kolejny kanister paliwa, więc mam już w środku 40 litrów na pierwsze uruchomienie :).
I kilka zdjęć ogólnych jak to wygląda w tej chwili bez oklejenia do lakieru. Kolor jest prześliczny! A jakość lakieru niesamowita.
Raz dwa Saab wylądował na lawecie. Tak, on jest taki mały. Równie dobrze można by go było w poprzek przewieźć :).
Nagle w garażu zrobiło się tak jakoś pusto...
Dobra, my tu nie o tęsknocie za ptaszkiem wyfruwającym z gniazda, a o robocie :). Tomek, lakiernik, nie lenił się i już wkrótce widziałem takie zdjęcia z postępu prac.
Po ostatecznym podkładzie i dotarciu go Tomek polakierował samochód na gotowo. Wyszło super! Jakość lakierowania jest niesamowita. To wygląda, jakby lakier był wciąż płynny. A jako ciekawostka - w tym roczniku były ze 4 zielone kolory w palecie Saaba, ale ten jeden występował tylko na Sonecie. I jest to jeden z 4 kolorów, które były dostępne tylko na tym nadwoziu. Teraz już wiesz :). A dodatkowo jest to kolor, z którym ten egzemplarz wyjechał z fabryki - porównywaliśmy go do pozostałości oryginału w różnych miejscach samochodu. Srebrny był kolorem położonym w pierwszych dwóch latach używania tego auta, po dzwonie w lewy tylny narożnik.
Ale to nie koniec. Po wyschnięciu zielonego, domalowany został czarny pas tylny.
Potem znowu samochód przyjechał do mnie. Teraz rozpoczynam już ostateczny etap składania. Muszę jednak zacząć od dokończenia łączenia karoserii z podwoziem. Pominąłem na przykład listwę dociskającą dół pasa tylnego do podłogi bagażnika - nie mogłem tego założyć wcześniej, bo nie byłoby jak pomalować całego pasa tylnego. Tak wyglądała ta listwa po zdemontowaniu.
I jaj śrubki. Śrubek nawet nie odnawiałem, zbyt zardzewiałe były. Będą wkręcone nowe, ale też calowe, żeby wszystko było jak w oryginale.
Listwa została pomalowana proszkowo. Pomiędzy laminat a blachę bagażnika wcisnąłem masę uszczelniającą i całość skręciłem ze sobą.
Potem zużyłem sporo masy uszczelniającej na połączenie nadkoli tylnych z laminatem. W niektórych miejscach oryginalna uszczelka wystarczała, w niektórych było nawet do 2 cm luzu. Przy rozkładaniu samochodu też tu było sporo masy wciśnięte. I ciekawe jest to, że obie strony nieco się różnią wymiarami. Ręczna robota zdaje się... :). W każdym razie masa jest po to, żeby woda z kół nie przedostawała się do bagażnika.
Tam, gdzie nie sięgnąłem od góry, dostałem się od strony koła.
Pamiętasz podszybie? Skręciłem je tymczasowo śrubami z podwoziem.
Teraz wyieniam śruby na nity z podkładkami. Ale nie jestem z tego zadowolony, nity są ciut za krótkie. Wymienię je jeszcze na dłuższe, które będą lepiej trzymać.
Na słupku B połączyłem nadwozie nitami, też bez podkładek. Teraz je wymienię na nowe, już z podkładkami. Dzięki temu będzie to wyglądać tak, jakby nadwozie było malowane oddzielnie od podwozia.
Przykręcę też wstępnie (bo dokładnie to dokręcę dopiero po założeniu drzwi) zatrzaski zamków drzwi. Pod nimi były papierowe podkładki, które już nie nadawały się do użycia. Zrobię nowe.
O takie. Od spodu zatrzaski mają ząbki wgryzające się w karoserię po ich dokręceniu. Ma to zapobiegać przesuwaniu się zatrzasku podczas trzaskania drzwiami po kłótni z żoną.
I już na miejscu. Widać też nowe nity z podkładkami. Oczywiście odwiercenie starych nitów w tym momencie jest pracą o stresie porównywalnym z pracą sapera... :).
Po stronie kierowcy wróciła też na miejsce tabliczka znamionowa.
Mogę też teraz obrobić wlew paliwa.
Na laminat przykłada się ten metalowy pierścień - razem z podobnym pierścieniem od spodu, zintegrowanym z wlewem, obejmują laminat ściskając go pomiędzy sobą. Skręcone są wkrętami. Tego nawet nie odnawiałem, wszystko jest w dobrym stanie, a i tak jest niewidoczne. Lekko tylko doczyściłem gumę, bo miała ślady srebrnego lakieru.
Skręciłem to razem i założyłem gumę.
Potem założyłem korek. Wojtek, właściciel, przy okazji podrzucił kolejny kanister paliwa, więc mam już w środku 40 litrów na pierwsze uruchomienie :).
I kilka zdjęć ogólnych jak to wygląda w tej chwili bez oklejenia do lakieru. Kolor jest prześliczny! A jakość lakieru niesamowita.