Zajmijmy się teraz alternatorem, skoro tak dobrze idą prace nad osprzętem silnika. Wyciągnięty z samochodu prezentuje się tak:
Znalazłem też taką naklejkę. Na moje oko wynika z niej, że był poddany kiedyś regeneracji.
Odkręciłem wszystkie mocowania.
Odkręciłem nakrętkę koła pasowego i zdjąłem wszystkie podkładki i wentylator.
Potem odkręciłem trzy śruby trzymające połówki obudowy alternatora razem.
Dzięki temu mogłem zdjąć przód z wirnika.
Od razu wykręciłem łożysko.
Z tyłu najpierw trzeba zdjąć tą blachę.
Pod spodem mamy dostęp do diód i kabelków.
Wyjąłem też wirnik. Ślizgi pod szczotki w dobrym stanie, nawet nie ma potrzeby wymieniać. Zużycie, które widać, jest niewielkie.
Po wyjęciu wirnika z obudowy widać element trzymający szczotki.
Ale śruby go trzymające są od zewnątrz. Bardzo niewygodna konstrukcja, koszmarna do serwisowania. Późniejsze alternatory mają ten element dostępny z zewnątrz, bez rozkładania obudowy alternatora.
Żeby wyjąć uzwjenie z alternatora (i tą blachę wcześniej odkręconą też), trzeba wylutować stąd wszystkie połączenia.
Najpier wylutowałem kabelki od uzwojenia.
A potem trzy diody, które zostają w obudowie alternatora. Chłodzenie to może i mają dobre, ale wymienić ich nie jest łatwo :).
Kolejne trzy diody zostają w tej blasze. Na tym etapie oczyściłem wszystko, co się dało, blachę i uzwojenie przygotowałem do malowania.
Tu już po pomalowaniu podkładem i lakierem.
Obudowę i tak miałem malować, więc już nie oddawałem do szkiełkowania, a dobrze doczyściłem i też przygotowałem do malowania. Widać, że i Porsche się trafiają w Garażu :).
I Porsche i obudowa alternatora pomalowane zostały podkładem.
Śruby i elementy stalowe przygotowałem do cynkowania.
Mało co tak cieszy, jak świeżutkie części :).
Przygotowałem części do składania.
Przykręciłem płytkę, do której będę lutował diody i uzwojenie. W kolejce czekają też szczotki.
Przykręciłem też nowe łożysko.
Przygotowałem lutownicę.
I przylutowałem solidnie co trzeba. Czyli na razie tylko diody z obudowy alternatora.
Przygotowałem też śruby, które trzymają tą blachę z diodami. Przez obudowę przechodzą w izolacji. To te podkładki i rurki z bakelitu czy czegoś.
Wymieniłem też drugie łożysko, z tyłu wirnika. Szczotki już na miejscu w obudowie.
Śruby widoczne wcześniej już wkręcone.
Włożyłem uzwojenie na miejsce i przylutowałem je.
Teraz mogłem włożyć wirnik i złożyć obudowę.
Przykręciłem śruby trzymające obudowę w całości i założyłem wiatrak i koło pasowe. No i alternator gotowy.
I przy okazji - widok na stół warsztatowy, żeby pokazać ile potrzebowałem narzędzi, żeby złożyć ten jeden alternator.
Znalazłem też taką naklejkę. Na moje oko wynika z niej, że był poddany kiedyś regeneracji.
Odkręciłem wszystkie mocowania.
Odkręciłem nakrętkę koła pasowego i zdjąłem wszystkie podkładki i wentylator.
Potem odkręciłem trzy śruby trzymające połówki obudowy alternatora razem.
Dzięki temu mogłem zdjąć przód z wirnika.
Od razu wykręciłem łożysko.
Z tyłu najpierw trzeba zdjąć tą blachę.
Pod spodem mamy dostęp do diód i kabelków.
Wyjąłem też wirnik. Ślizgi pod szczotki w dobrym stanie, nawet nie ma potrzeby wymieniać. Zużycie, które widać, jest niewielkie.
Po wyjęciu wirnika z obudowy widać element trzymający szczotki.
Ale śruby go trzymające są od zewnątrz. Bardzo niewygodna konstrukcja, koszmarna do serwisowania. Późniejsze alternatory mają ten element dostępny z zewnątrz, bez rozkładania obudowy alternatora.
Żeby wyjąć uzwjenie z alternatora (i tą blachę wcześniej odkręconą też), trzeba wylutować stąd wszystkie połączenia.
Najpier wylutowałem kabelki od uzwojenia.
A potem trzy diody, które zostają w obudowie alternatora. Chłodzenie to może i mają dobre, ale wymienić ich nie jest łatwo :).
Kolejne trzy diody zostają w tej blasze. Na tym etapie oczyściłem wszystko, co się dało, blachę i uzwojenie przygotowałem do malowania.
Tu już po pomalowaniu podkładem i lakierem.
Obudowę i tak miałem malować, więc już nie oddawałem do szkiełkowania, a dobrze doczyściłem i też przygotowałem do malowania. Widać, że i Porsche się trafiają w Garażu :).
I Porsche i obudowa alternatora pomalowane zostały podkładem.
Śruby i elementy stalowe przygotowałem do cynkowania.
Mało co tak cieszy, jak świeżutkie części :).
Przygotowałem części do składania.
Przykręciłem płytkę, do której będę lutował diody i uzwojenie. W kolejce czekają też szczotki.
Przykręciłem też nowe łożysko.
Przygotowałem lutownicę.
I przylutowałem solidnie co trzeba. Czyli na razie tylko diody z obudowy alternatora.
Przygotowałem też śruby, które trzymają tą blachę z diodami. Przez obudowę przechodzą w izolacji. To te podkładki i rurki z bakelitu czy czegoś.
Wymieniłem też drugie łożysko, z tyłu wirnika. Szczotki już na miejscu w obudowie.
Śruby widoczne wcześniej już wkręcone.
Włożyłem uzwojenie na miejsce i przylutowałem je.
Teraz mogłem włożyć wirnik i złożyć obudowę.
Przykręciłem śruby trzymające obudowę w całości i założyłem wiatrak i koło pasowe. No i alternator gotowy.
I przy okazji - widok na stół warsztatowy, żeby pokazać ile potrzebowałem narzędzi, żeby złożyć ten jeden alternator.