Most wrócił z piaskowania. Trochę piachu się dostało pod flanszę, więc oprócz wymiany uszczelniacza jest kolejny powód, żeby ją zdjąć i wyczyścić :)



W międzyczasie śrubki się ocynkowały a podkładki teflonowe dorobiły. Teraz aż miło będzie to składać.



Na początek przygotowałem cylinderki hamulcowe (niedawno musiały być wymienione, ale i tak były usyfione, więc trochę mycia było) i resztę rzeczy z nimi związanych.



Pusta jeszcze tarcza kotwiczna. Dobrze, że nie ma wycieków z uszczelnień łożysk półosi, przynajmniej tego nie trzeba ruszać, bo łożyska są idealne.



No i pierwsze części założone. Oczywiście musiałem popatrzeć na zdjęcia z rozkładania, żeby się zorientować jak to wszystko ma być poskładane...



Kołki mocujące szczęki hamulcowe są po cynkowaniu jak nowe.



I hamulce złożone.



Bębny po piaskowaniu i malowaniu muszę przetrzeć od wewnątrz szczotką drucianą, zresztą były nieco zardzewiałe, ale tylko powierzchniowo.



Zdecydowanie lepiej wszystko wygląda po odnowieniu.



Resory poskładane, gumy włożone.



Mała zagadka - co można zrobić z takiego smutnego płaskownika? :)





Przyrząd do odkręcania nakrętki flanszy wału. Mimo przyrządu łatwo nie ustąpiła.



Potem ściągacz i zdjęta.



Dla potomności numer uszczelniacza. W sumie nie było problemem kupić nowy, chociaż nowy ma nieco inną konstrukcję.



Po wciśnięciu nowego uszczelniacza flansza wraca na swoje miejsce, jeszcze tylko trzeba ją nasmarować.



Kiepskie zdjęcie, bo aparatu pod ręką nie miałem, ale może nieco widać jaki szlam był w moście. Teraz pokrywa trafiła do piaskowania i malowania proszkowego, a wnętrze mostu porządnie umyłem. Luz międzyzębny jest bardzo mały, a łożyska są w stanie idealnym.



Mimo zabezpieczenia pokrywy po wypiaskowaniu jest nieco zapyziała, znowu trzeba czyścić szczotką drucianą.



Potem dorobiłem uszczelkę dekla mostu. Początek nieco śmiesznie wygląda, więc wrzucam zdjęcie.



Gotowa. Oleju nie mam... na razie nie przykręcę pokrywy.