Skoro mieliśmy już ściągniętą czerwoną Matrę z Belgii, to w końcu udało się też zorganizować transport tej żółtej, znacznie bliżej wrastającej.



Nieco wcześniej wpadliśmy tam z Maćkiem, żeby posprzątać samochód. Wywaliliśmy śmieci ze środka, zabraliśmy części luzem. Potem chłopaki od lawety z misiem przywieźli strucla. Tak, koła nie było.



Wcisnęliśmy się na podwórko, żeby zrzucić auto bezpośrednio do garażu. Tu mogłoby zakłócić prestiż okolicy :).



Po wstawieniu do garażu podniosłem tą stronę bez koła i podparłem kobyłką, żeby w miarę równo stała.



Z przodu mamy gustownie wpasowane lampy z Fiata Coupe i trochę pajęczyn. Za to jest większa część przodu, któego praktycznie całkiem brakuje w czerwonej. Nie łudzimy się zbytnio - z żółtej pozyskamy praktycznie tylko szyby przednią i tylną, może dach, jeśli nie znajdziemy drugiej połówki targi, no i może trochę detali.



Rzadka sytuacja, gdzie mamy aż dwie Matry obok siebie.



No i zaczęliśmy rozkładanie samochodu, bo przechowywanie go w całości nie ma sensu - raz, że żona narzekałąby na zajęte miejsce, dwa, że i ja bym narzekał, trzy, zdatnych do użycia części jest na tyle niedużo, że zajmą mniej miejsca luzem. Zdjęliśmy pas przedni i lampy, a potem maskę.



Maska raczej jest słaba, bo mocno wypaczona. Pas przedni całkiem znośny.



Entuzjazm się utrzymuje.



Matra w ogóle jest ciekawa konstrukcyjnie, ale karoseria to już w ogóle ciekawostka. Nie jest to skorupka z drzwiami i błotnikami przednimi, ale każdy panel jest oddzielny. Dzięki temu dość fajnie się to rozkłada, na nieduże części. Tu mamy zdjęte drzwi i błotnik.



Ponieważ jest to późniejszy model niż czerwona, bo z 1973 roku, ma już lekko poszerzone błotniki. Oprócz tego ma ciut inną konstrukcję tylnego pasa - nie łączy się on w pionie z błotnikiem na wysokości zewnętrznej lampy tylnej, ale zachodzi dalej na błotnik. Co oznacza, że nie są one raczej zamienne. Takich drobnych różnic konstrukcyjnych jest więcej, co jest o tyle dziwne że model ten był produkowany raptem przez 5 czy 6 lat. Można to określić "syndromem prototypu". W tylnym pasie mamy też wycięcie na nieoryginalną lampkę oświetlenia tablicy.



Jest tu też pas tylny dolny, którego nie ma w czerwonej. Na pewno się przyda. To pokazuje, że zakup jednej albo drugiej byłby wtopą, ze względu na braki, ale zakup obydwu też jest wtopą ma jakiś sens.



Rozkładanie dość szybko idzie. A co ciekawe, bardzo mało śrub się urywa. Podłoga bagażnika już nie istnieje. Zdjęliśmy też tylną szybę. Tu jest szklana, w czerwonej, wczesnym modelu powinna być z plexi. W żółtej w środku znaleźliśmy metalową ramkę na tą szybę z plexi, więc można by próbować zrobić oryginał, ale trzeba by zrobić wygięte plexi, a tego chyba nie umiemy. Dlatego będzie kundelek ze szklaną szybą. Tu też widać, jak tylny pas zachodzi szeroko na błotniki.



W środku są ślady fachowych napraw, jak ktoś chciał się dostać chyba do mocowania szyby bocznej i rozciął i wygiął kawałek blachy.



Jeszcze raz bagażnik. Dziwnie wygląda, jak tak prawie całkiem podłoga wygniła. Nam jednak zależy na tej belce, w której jest zatrzask do zamka tylnej klapy - ta część jest słaba i poprzerabiana w czerwonej.



Potem nastąpił przegląd śrub dookoła błotnika tylnego. Próg udało się zdjąć wcześniej, ale normalnie powinien być zdjęty po błotniku. Wykorzystujemy okazję na naukę tego, jak skonstruowany jest ten samochód, żeby czerwoną rozłożyć z ciut większą troską. Tam jest przecież trochę więcej stali :).



Potem mogliśmy zdjąć tylny błotnik. Okazuje się, że podszybie tylne jest w jednym kawałku z dachem. Tu dach jest stały. Widać też wahacz zawieszenia. Sprężyna się gdzieś zapodziała. W sporej części blach są otwory - fajne rozwiązanie odelżające całość.



Widok z góry przez tylną szybę. Półka tylna jest jednocześnie otworem z dostępem do silnika - którego tu oczywiście nie ma. Można też stą dość trafnie ocenić stan podłogi :).



Zdjęliśmy dach. Nie bez trudu, bo akurat tu wszystkie śruby mocujące go do ramy przedniej szyby były tak zardzewiałe, że trzeba było się mocno postarać, żeby je urwać, a do tego były dość słabo dostępne. Z tyłu została belka wzmacniająca, przykręcona z obu stron do boku samochodu.



Pałąk dachu już odkręcony, zdjęte błotniki tylne i zawieszenie. Odciąłem też tylną część karoserii, chociaż dużo tego cięcia nie było - sporo blach można tu po prostu oderwać. Niektóre lepsze fragmenty zachowujemy na wszelki wypadek - albo do użycia, albo jako wzór do dorobienia. Ale nie jest tego dużo :).



W środku za dużo ciekawych rzeczy nie ma. Poza zegarami nie ma tu praktycznie nic więcej z deski rozdzielczej. Sama kolumna kierownicy jest albo z czegoś innego, albo ma tylko pająk włączników wpasowany z czegoś. Kierownica też jest nieoryginalna - widać to pootworach mocujących. Mi to wygląda na kierwnicę od malucha.



Dobra, pomieszały mi się zdjęcia, ale niech już tak zostaną - tu jeszcze sprzed wyjęcia zawieszenia tylnego. Przykręcane jest 4 śrubami - dwie od zewnątrz, przez próg, dwie tutaj, nad mocowaniem wahaczy.



Zawieszenie nie wygląda nawet źle.



Zostały nam różne części do odkręcenia - mocowanie belki zawieszenia, z każdej strony przykręcone na trzy śruby do nadwozia. Jest też linka hamulca ręcznego i jej mocowanie.



Przechodzimy na przód. Rama przedniej szyby jest stalowa, przykręcona do karoserii kilkunastoma śrubami. Ciężko je było odkręcić, ale żadna się nie urwała, a wszystkie wykręciły. Niesamowite.



Po zdjęciu ramy widać, że niestety nic z niej już nie będzie - jest mocno zgnita.



Pod nią mamy dostęp do dmuchawy nawiewu, nagrzewnicy, mechanizmu wycieraczek itd.



Po wykręceniu nawiewu widać, że tu też mocno wygniło, ale też część blach została kiedyś już wycięta, bo komuś przeszkadzały w dostępie do części. W całym samochodzie jest też cała masa orzechów, skorupek ślimaków i innych takich. Ta Matra musiała mieć bogate życie wewnętrzne.



Potem przeszliśmy do wyjęcia zawieszenia przedniego. Tu nie ma belki zawieszenia, wszystko jest mocowane do podwozia. Wyjęliśmy sprężyny.



A potem resztę - wahacze, drążki reakcyjne, przekładnię kieowniczą.



Po wyniesieniu przydatnych części do przechowania i wywaleniu zardzewiałych blach na złom, zostało Maćkowi sporo zamiatania - to wszystko, co na razie z żółtej Matry zostało. Ale ten egzemplarz był już za daleko na złomie, żeby go zatrzymywać. Części z niego przydadzą się do uzupełnienia czerwonej, a karoseria albo kiedyś kogoś uratuje, a może zostanie założona na jakąś ramę przestrzenną z V12 z Mercedesa? :).