I już wydawałoby się, że wszystko jest na dobrej drodze do wyjścia na ostatnią prostą, gdybym nie nacisnął pedału hamulca. Razem z pedałem wpadającym w podłogę spadło moje morale. Odkręciłem korek, ale potem odkręciłem i pokrywę pompy. Nie jest dobrze. Od Jacka dowiedziałem się, że hamulce były robione jakoś ze trzy lata temu, więc może płynu tylko brakuje. Powód jakiś tego braku oczywiście musi być, ale na razie wyczyściłem to, co widać poniżej, dolałem płynu, odpowietrzyłem hamulce i działają. To znaczy jeśli toczę samochód w garażu, to go zatrzymują. Zawsze coś :).



Pod maską jeszcze może nie jest idealny porządek, ale wszystko jest poskładane.



I na tym etapie się zatrzymałem. Nie jestem w stanie uruchomić silnika. Za żadne skarby. Czasem kichnie, ale to wszystko. Były duże problemy z iskrą, które w końcu udało mi się (a przynajmniej tak mi się wydawało) rozwiązać.



Ponieważ nie dowierzałem swoim umiejętnościom dotyczącym poskładania tych poziomych Weberów, na tym etapie stwierdziłem, że należy sięgnąć po pomoc znajomego, który lepiej te gaźniki ogarnia. Przygotowalem Saaba do transportu. I kilka fotek wręcz folderowych :).









Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, znajomy od gaźników stwierdził, że z gaźnikami wszystko w porządku. Z jednej strony mnie to ucieszyło, no bo w końcu oznacza to, że poskładałem je dobrze, ale z drugiej strony - czemu ten drań nie chce odpalić?

No czemu?

No to powiem Wam czemu. Próbowaliśmy wszystkiego, nawet sprawdzałem, czy wałek ma właściwą kolejność krzywek (fajnie się to robi przy poskładanym silniku, polecam), czy oznaczenie na kółku pasowym rzeczywiście oznacza górny martwy punkt 1 cylindra, czy rozrząd był dobrze poskładany (na szczęście zawsze robię zdjęcie, żeby mieć pewność), dokładaliśmy masę w postaci kabelka bezpośrednio do aparatu zapłonowego...

W końcu coś mnie tknęło i wiecie co? Odłączyłem kabelek idący do obrotomierza. Tak. Rezultat? Natychmiastowy odpał silnika, na dość nawet losowym ustawieniu aparatu zapłonowego. W mordę jeża. Nie podejrzewałbym, że obrotomierz może tu tak bruździć.
W efekcie udało się silnik nie tylko uruchomić, ale ustawiony został też zapłon, a kolega wyregulował gaźniki.



Pewnie zauważyliście na filmiku, ale wstawię specjalnie zdjęcie. Ciśnienie oleju stoi równo na 4 barach i nie chce zejść niżej. Temperatura wody stabilna, podczas prób nawet temperatura oleju się podniosła. Nawet ładowanie jest. Pełen sukces!



Oczywiście pojawiło się kilka rzeczy do poprawienia, czy zrobienia, ale zachęceni sukcesem zrobiliśmy pierwszą jazdę testową.



Entuzjazm z pierwszej jazdy był nieco pohamowany... praktycznym brakiem hamulców. To znaczy coś tam działały, ale raczej homeopatycznie. Nie zmienia ot jednak faktu, że auto rusza i całkiem żwawo chce przyśpieszać.
Pojawiła się całkiem pokaźna lista rzeczy, które należy zrobić, aby można było zacząć tym na poważnie jeździć. A zamieszczę ją tu, dla zaspokojenia ciekawości:
- zrobić hamulce
- zdobyć i założyć amortyzator boczny silnika
- przeniesienie cewki dalej od gaźnika, włożenie starej albo zrobienie mocowania pasującego do nowej
- zrobienie sprężyny powrotnej przepustnic
- dopracowanie cięgien przepustnic, żeby pracowały swobodnie
- może jednak włożenie pertronixa z powrotem, żeby kondensator nie przeszkadzał cięgnom gazu
- poprawienie instalacji wentylatorów chłodnicy
- poprawienie instalacji świateł pozycyjnych i mijania
- regulacja wajchy zmiany biegów (nie ma jedynki i wstecznego, wrzucenie biegu jest dość losowym doświadczeniem
- przykręcenie tylnej prawej lampy
- naprawienie/wymiana obrotomierza
- zmiana położenia fotela kierowcy
- zrobienie siateczek z nierdzewki na trąbki gaźników?