Skoro karoseria pojechała do piaskowania, a wszystkie graty są wywiezione do magazynu, a zostało u mnie tylne zawieszenie, to zaproponowałem, żebyśmy je zrobili od razu na gotowo.



Odkręciłem wszystko, co luźne, czyli wahaczyki wzdłużne, mocowanie środkowe i paski ograniczające ruch zawieszenia.



Potem rozkręciłem rurki hamulcowe i odciąłem końcówki. Rurki i tak trzeba dać nowe, bo te są pordzewiałe i krzywe.



Tu widać oryginalne mocowanie linki hamulca ręcznego.



A tu już nasi byli.



Zabieram się za demontaż bębnów.



Jak widać, smar w łożyskach już nie działał. Inna sprawa, że w łożyskach wciąż był stary smar, a ten nowszy, czerwony, był paćnięty tylko pod kapselkiem. Na pewno sam pomyślałby o tym, żeby wejść do środka łożysk :)



Z drugiej strony ciekawiej - widać, że smar był roztopiony i zastygł od nowa. Łożysko w tej piaście było też lekko przebarwione od przegrzania, ale, co ciekawe, jest wciąż ciche i sprawne.



Udało mi się zdjąć piastobębny i tarcze kotwiczne.



Rozłożyłem hamulce na części.



Bębny od środka niestety trochę poorane. Nie wiem, czy da się przetoczyć, czy trzeba byłoby kupić nowe... Zdjąłem uszczelniacze piast



Wyjąłem na prasie łożyska.



Wydłubałem ze środka łożysk smar o konsystencji plasteliny i dokładnie je umyłem. Testy wykazały, że można je założyć z powrotem.



Większość rozkładania mam za sobą.



Wyjąłem jeszcze na prasie tuleje gumowe z wahaczyków. Widać, jak niewiele z nich zostało, były już prawie całkiem sparciałe.



Próbowałem jeszcze wyjąć tuleję środkową, główne mocowanie tylnego zawieszenia, ale chwilowo poległem. Muszę wymyślić coś skuteczniejszego.