Dla przypomnienia - trafił do mnie Chevrolet Monte Carlo z 1970r. w celu wyjęcia i przejrzenia silnika. Ta historia jest dostępna to poczytania >TU<
Okazało się, że Grzesiek, właściciel Monte Carlo, umówił się już z autem na zrobienie blacharki i lakieru, ale termin jest dość bliski i nieubłagany. Powstało zagrożenie, że nie ogarnie samodzielnie przygotowania auta do remontu. Tu wkroczyła do akcji super ekipa Garażu Marcina, która za symboliczną opłatą w postaci jedzenia (dodatkowo wspartą sutą fakturą, która pozwoli wylegiwać mi się przez 3 miesiące w prestiżowym miejscu na Bahamach) podjęła się rozłożenia całości w połączeniu z dokumentacją i katalogowaniem części. Na zdjęciu poniżej widać nieodstępujący nas ani na krok entuzjazm.
Michał widoczny na zdjęciu pomagał dzielnie. W sumie chciałem za niego okup, ale nikt nie chciał zapłacić więc tak został...
Żeby było jasne co rozkręciliśmy:
Na początku wzięliśmy się za komorę silnika i praktycznie cały przód.
Prace dość szybko posuwały się naprzód.
Również mnie udało się fotografowi przyłapać na pracy.
Z komory nawiewu wyciągnąłem kawał filcu i sporo liści. Sama nagrzewnica i nawiew były przykręcone na dosłownie jedną śrubę. Taki motyw przyłapania jakkolwiek pojawia się konsekwentnie jeszcze w wielu miejscach :)
Sterta części luzem dość szybko rosła.
Niektóe podzespoły zostały odkręcone w całości, do zajęcia się nimi później. Na rozkręcenie auta miałem praktycznie jeden dzień, a to cholernie mało czasu.
W międzyczasie tył auta również przestawał istnieć.
Po zdjęciu całego przodu odkręciliśmy również drzwi (które zostawione zostały w całości na później) i przyszła pora na wnętrze, szyby itd.
Tak wyglądał przód po zdjęciu blach. Została jeszcze wiązka elektryczna, układ hamulcowy i kolumna kierownicy do zdemontowania.
Wiązka ogólnie jest dość prosta, niewiele jest rzeczy w tej instalacji, ale aftermarketowe zegary miały wplecione dość interesujące kłębowisko kabli.
Dopiero następnego dnia mogłem zrobić zdjęcia, bo skończyliśmy jak już było ciemno. Tu widać miejsce po przedniej szybie.
Wyciągnięta również została kompletna deska rozdzielcza, kolumna kierownicy, wiązka elektryczna i pedały.
Tak to wygląda w szerszej perspektywie.
Ściana grodziowa wyczyszczona ze wszystkiego.
Przed ścianą grodziową została już tylko rama.
Z tyłu została do wyciągnięcia szyba.
Tyle. Karoseria w zasadzie gotowa.
Potem jeszcze rozłożone zostały na części pierwsze drzwi. Całość prac udało się wykonać w rekordowym wręcz czasie. Następnie karoseria trafiła do blacharza, a właściciel zabiera się za przygotowywanie poszczególnych części do następnego etapu prac. Wszystko zabrał do siebie od garażu (ja nie mam obecnie miejsca, żeby je przechować), ale stopniowo będzie je przywoził, żebyśmy je odnowili.
Zostań nastrojony i zegarek ten kosmos - jak to mówi Z.Łomnik :)
Okazało się, że Grzesiek, właściciel Monte Carlo, umówił się już z autem na zrobienie blacharki i lakieru, ale termin jest dość bliski i nieubłagany. Powstało zagrożenie, że nie ogarnie samodzielnie przygotowania auta do remontu. Tu wkroczyła do akcji super ekipa Garażu Marcina, która za symboliczną opłatą w postaci jedzenia (dodatkowo wspartą sutą fakturą, która pozwoli wylegiwać mi się przez 3 miesiące w prestiżowym miejscu na Bahamach) podjęła się rozłożenia całości w połączeniu z dokumentacją i katalogowaniem części. Na zdjęciu poniżej widać nieodstępujący nas ani na krok entuzjazm.
Michał widoczny na zdjęciu pomagał dzielnie. W sumie chciałem za niego okup, ale nikt nie chciał zapłacić więc tak został...
Żeby było jasne co rozkręciliśmy:
Na początku wzięliśmy się za komorę silnika i praktycznie cały przód.
Prace dość szybko posuwały się naprzód.
Również mnie udało się fotografowi przyłapać na pracy.
Z komory nawiewu wyciągnąłem kawał filcu i sporo liści. Sama nagrzewnica i nawiew były przykręcone na dosłownie jedną śrubę. Taki motyw przyłapania jakkolwiek pojawia się konsekwentnie jeszcze w wielu miejscach :)
Sterta części luzem dość szybko rosła.
Niektóe podzespoły zostały odkręcone w całości, do zajęcia się nimi później. Na rozkręcenie auta miałem praktycznie jeden dzień, a to cholernie mało czasu.
W międzyczasie tył auta również przestawał istnieć.
Po zdjęciu całego przodu odkręciliśmy również drzwi (które zostawione zostały w całości na później) i przyszła pora na wnętrze, szyby itd.
Tak wyglądał przód po zdjęciu blach. Została jeszcze wiązka elektryczna, układ hamulcowy i kolumna kierownicy do zdemontowania.
Wiązka ogólnie jest dość prosta, niewiele jest rzeczy w tej instalacji, ale aftermarketowe zegary miały wplecione dość interesujące kłębowisko kabli.
Dopiero następnego dnia mogłem zrobić zdjęcia, bo skończyliśmy jak już było ciemno. Tu widać miejsce po przedniej szybie.
Wyciągnięta również została kompletna deska rozdzielcza, kolumna kierownicy, wiązka elektryczna i pedały.
Tak to wygląda w szerszej perspektywie.
Ściana grodziowa wyczyszczona ze wszystkiego.
Przed ścianą grodziową została już tylko rama.
Z tyłu została do wyciągnięcia szyba.
Tyle. Karoseria w zasadzie gotowa.
Potem jeszcze rozłożone zostały na części pierwsze drzwi. Całość prac udało się wykonać w rekordowym wręcz czasie. Następnie karoseria trafiła do blacharza, a właściciel zabiera się za przygotowywanie poszczególnych części do następnego etapu prac. Wszystko zabrał do siebie od garażu (ja nie mam obecnie miejsca, żeby je przechować), ale stopniowo będzie je przywoził, żebyśmy je odnowili.
Zostań nastrojony i zegarek ten kosmos - jak to mówi Z.Łomnik :)