Pewnego dnia zgłosił się do mnie jeden człowiek, że jest auto do kupienia, i żebym doradził mu w zakupie. Coś tam przez telefon i mail pogadałem, rezultat jest taki, że mamy jednego miłośnika starych fur więcej. Tak czy inaczej, jest sobie Chevrolet Monte Carlo z 1970 roku. Silnik to dość doinwestowany Small Block Chevy, najprawdopodobniej 5.7l, chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby w środku był stroker 383cui... Zdjęcia auta poniżej:









Auto ma pojechać na podreperowanie blachy i lakierowanie. Silnik nie jest do tego potrzebny, a że nieco cieknie, to miałem go wymontować, i, w wolnej chwili, rozebrać i uszczelnić. Wyjmujemy silnik zatem. Najpierw standardowo zdejmujemy maskę.



Następnie spuszczamy do misek olej i płyny, żeby było lżej. Tu widać ile jest miejsca między silnikiem a chłodnicą...



Tu już silnik ogołocony z gaźnika i rurek, wszystko co trzeba odłączone.



Trzy godziny od rozpoczęcia pracy silnik leży na ziemi obok auta.



A w komorze silnika pusto.



Czemu napisałem, że silnik doinwestowany? A zwróciłeś uwagę na aluminiowe pokrywy i głowice Brodixa? Poniżej - kolektor Weianda:



Rozrząd też widać, że aftermarket, dość ciekawy zresztą. Pokrywa rozrządu też jest aluminiowa, więc coś czuję, że wałek standardowy nie jest. DO tego gaźnik (dość sporawy) Demon, parę dziwnych rzeczy w osprzęcie, układ zapłonowy (aparat i elektronika) MSD... Całość przyprawiona faktem, że wszystkie śruby są ARPa, ale za to kilku brakuje. Na przykład tych trzymających łapy silnika do bloku :)



Żeby to przechować aż będę miał czas się tym zająć, oddzieliłem skrzynię od silnika. Skrzynia też solidny aftermarket, B&M Performance, jakiś malutki konwerter... A do tego tylny most, co prawda ze szperą, ale za to z rozsypanymi gumami zawieszenia :). Coś z tego trzeba będzie wyrzeźbić :)