Trzeba ogarnąć też i trochę osprzętu. Silnik prawie równo chodzi, ale... prawie. Oczywiście takie kwiatki to widać na pierwszy rzut oka:



Ale jak pogrzebać głębiej, to zaczyna się człowiek zastanawiać, czy lekka nierówna praca to i tak sukces materii. Bo mamy na przykład wypalone styki przerywacza.



Czy wytarty styk na palcu rozdzielacza.



Kopułka to też jest obciachowa. A bardziej nawet obciachnięta - końcówki kopułki pod kable zapłonowe zostały zeszlifowane. Nie wiem czemu... Po lewej jest nowa dla porównania.



A poza tym to mechanizmy aparatu zapłonowego ledwo się ruszały. Dlatego aparat został wyciągnięty z silnika i poddany operacji.



W środku zapyziały, dlatego ledwo się rusza.



Rozłożony do ostatniej śrubki i wyczyszczony.



Podczas składania jeszcze się okazało, że przewód od kondensatora jest przetarty.



I cały aparat wyczyszczony, przejrzany i poskładany ponownie na nowych częściach.





Potem można go było z powrotem włożyć do silnika.



Dostał też nową kopułkę i kable.



Teraz gaźnik. Zaglądając do gardzieli widać było, że też wymaga czyszczenia.



Lekko też podciekał z łączenia korpusu z pokrywą.



Zdemontowany trafił na stół.



Po otwarciu pokrywki, w komorze pływakowej bez niespodzianek - sporo osadu.



Podczas rozkładania warto nie zgubić kulki z tego otworka.



Zdjęta pokrywka pompki przyśpieszacza.



Membrana bardzo sztywna i sparciała.



I widok pokrywki gaźnika od dołu.



Od spodu gaźnika widać lepiej, że podciekał.



Po dokładnym myciu w myjce ultradźwiękowej wyrównane zostały wszystkie ważne płaszczyzny gaźnika. Oby teraz już nie przeciekał.



Wyrównane zostały też płaszczyzny pokrywek.



Można składać całość.



Gotowe. Zaraz trafi na silnik.



Do kompletu brakuje jeszcze nowych filtrów powietrza. To jest fabryczna czapeczka na gaźnik do Sonetta, bo jest tu bardzo mało miejsca pod maską.



Nowe filtry założone. Jest różnica, co?