Jak ostatnio skończyłem składać dół tego silnika, to od razu zamówiłem resztę brakujących części. A brakowało ich tu sporo... Na przykład popychacze zaworowe. Jak bardzo bym nie mrużył oczu to nie dało się nie zauważyć jak bardzo są zużyte. Zamówiłem więc nowe.



Po nasmarowaniu ich olejem i włożeniu na miejsce, przygotowałem też nowe uszczelki pod głowice.



Głowice miałem gotowe już dużo wcześniej, więc od razu mogłem je przykręcić.



Ponieważ wszystkie poprzednio przeglądane dźwigienki zaworowe były już zużyte na amen (pisałem już o tym), zamówiłem nowe dźwigienki i nowe ośki.



Tu już rozpakowane, bo w folii słabo je było widać :).



Zamiast używać oryginalnych podstawek, użyłem ich nowszej odmiany, będą lepsze.



Złożyłem komplet na dwie głowice.



Drążki popychaczy są stare, tylko domyte. Nie wymagają wymiany.



Potem przykręciłem ośki dźwigienek do głowic. Pod podstawki trafiły jeszcze blaszki - rynny do spływu oleju.



Potem mogłem wyregulować zawory.



Następny w kolejce do przykręcenia jest kolektor dolotowy. Przygotowałem jego uszczelkę.



Po czym wyciąłem z niej środek.



Kolektor był szkiełkowany, dzięki temu jest teraz idealnie czysty.



Z pokrywami zaworów to dłuższa historia. Te zdjęte z silnika były w bardzo kiepskim stanie. Pogięte, zardzewiałe, a od środka strasznie zalepione klejem ze starego oleju. Michał znalazł w częściach kolejne pokrywy. Coś z nimi spróbuję zrobić.



Najpierw z oryginalnych pokryw porównałem kolor z wzornikiem. To jest prawdopodobnie oryginalny kolor z pierwszego silnika, który był w tym Taunusie - 1.2l zdaje się. I taki +/- kolor występuje w katalogu Forda dla tej pojemności. Warto zachować taki smaczek.



Te pokrywy też były strasznie zalepione w środku. Musiałem odwiercić ze środka blaszki osłaniające wyjścia na odmę. Co, ciężko uwierzyć, że coś z tego w ogóle będzie?



Z tej złotawej pokrywy odwierciłem blaszkę zewnętrzną, trzymającą spinkę kabli zapłonowych i obudowę filtra powietrza. W tej niebieskiej pokrywie ta blaszka miała ułamany kawałek trzymający obudowę filtra.



Po szkiełkowaniu pokrywy są dużo czystsze. Blaszki też.



Blaszki umieściłem na miejscu i ścisnąłem morse'ami.



Potem przyspawałem je z powrotem.



W tej pokrywie brakuje jeszcze tej blaszki z zewnątrz. Oryginalna była uszkodzona, dlatego brałem tą ze złotej pokrywy.



Dopasowałem blaszkę tak, jak ma być wspawana.



Pod nią pomalowałem pokrywę podkładem, żeby rdza miała tylko minimalne szanse. Spawy oczywiście zeszlifowałem.



Potem przyspawałem blaszkę.



I widok od środka. W kilku miejscach musiałem lekko spawnąć dziurkę - te pokrywy, mimo, że lepsze, i tak były mocno skorodowane - w kilku miejscach na wylot, na szczęście mało.



Potem pokrywy pomalowałem podkładem. Z 12 razy, tak były nierówne od wżerów z rdzy.



Na koniec pomalowałem je lakierem dobranym pod oryginalny kolor. Tu już dużo później, czyli tuż po przykręceniu dźwigenek zaworowych do głowic. Znalazłem śrubki mocujące pokrywy do głowic, ale... nie są oryginalne (co jeszcze nie jest problemem), i każda z nich jest inna. I tego przeżyć nie mogłem :). W końcu dobrałem nowe, o właściwej długości i jednakowe.



Założyłem nowe uszczelki.



Przykręciłem pokrywy zaworów na głowice. Nagle silnik nabrał wyglądu :).