Potem części pojechały do odnowienia. Most i inne drobiazgi z tego i innych projektów, odbierałem po malowaniu proszkowym jeszcze ciepłe.



Tarcze kotwiczne są pomalowane proszkowo. Części stalowe zostały ocynkowane, a resztę właściciel kupiłnowe.



Potem Mateusz poskładał dwa zestawy hamulcowe na lewą i prawą stronę. Trzeba tu pilnować które części gdzie muszą być zamontowane, bo na przykład regulatory mają lewy i prawy gwint, i nie mogą trafić nie na swoje miejsce.



A ja zająłem się przygotowaniem zawartości tylnego mostu. Tu praktycznie wszystko jest nowe.



Przykręciłem koło talerzowe do nowego kosza satelit.



Ze starego kosza zdjąłem łożysko, żeby się upewnić, czy tam przypadkiem nie ma jakiejś podkładki regulacyjnej. Przygotowałem też nowe łożysko po prawej.



Obudowę mostu po piaskowaniu pomógł mi wyczyścić Mateusz. Potem ja wymieniłem w nim bieżnie łożysk wałka atakującego.



I tu następuje ciut trudna część - ściągnięcie starego łożyska ze starego wałka ataku. Niby nie muszę tego robić, ale na pierwszą przymiarkę najlepiej jest włożyć oryginalne podkładki ustalające spod tego łożyska na nowy wałek. Łożysko jest wciskana na prasie, a do ściągnięcia go potrzebny jest dość dziwny przyrząd. Ściągacz ledwo to wytrzymał.



Potem na nowy wałek włożyłem wyciągnięte podkładki i wcisnąłem nowe łożysko.



Dalej musiałem wyregulować koła. Na wałek ataku zakłada się drugie, przednie łożysko i dokręca się to tak, żeby łożyska miały odpowiednie naprężenie wstępne. Potem wkłada się cały kosz satelit z kołem talerzowym i wkłada się z obu stron jego podkładki ustalające. I już tu musiałem zmienić te oryginalne na inne - z oryginalnymi nie było nawet szans włożyć tego na miejsce. Wszystko przez to, że przełożenie główne jest zmienione i wałek ataku ma zęby o zupełnie innych wymiarach, niż poprzedni. Sumę podkładek z obu stron kosza satelit zachowałem taką, jak była oryginalnie, żeby naprężenie wstępne tych łożysk było odpowiednie. Potem przesuwałem podkładki pomiędzy lewą a prawą stroną tak, żeby luz międzyzębny (między atakiem a talerzem) był odpowiedni. Mierzy się to czujnikiem zegarowym. Oczywiście każde przełożenie podkładek to wyjęcie kosza satelit, żeby się do nich dostać...



Potem posmarowałem kilka zębów talerza tą żółtą paciają i sprawdziłem jaki wzór odciskają jedne zęby na drugich. Oczywiście za pierwszym razem był ten ślad w zupełnie innym miejscu, niż miał być. Trzeba wtedy wyjąć kosz satelit, wałek atakujący, z wałka znowu zdjąć łożysko, dołożyć podkładki, złożyć wszystko, znowu od nowa ustawić kosz lewo/prawo, sprawdzić ślad kół na farbce, i tak jeszcze ze dwa razy. Ostatecznie trafiłem kołami zębatymi w idealne miejsce. Tu strona używana podczas napędzania mostu silnikiem.



A tu strona używana podczas hamowania silnikiem.



Wszystko mieści się w specyfikacji.



Jak już miałem ustawioną przekładnię główną, znowu wyciągnąłem to wszystko z obudowy mostu.



Oczyściłem miejsca po łożyskach półosi.



Wbiłem na miejsce łożyska półosi. Później jeszcze tu wbiłem uszczelniacze, ale zapomniałem zrobić zdjęcie. Zobaczysz później.



Włożyłem na miejsce łożysko przednie wałka atakującego i uszczelniacz przedni. Potem na miejsce trafił wałek atakujący, z nową tulejką sprężystą, która reguluje nacisk wstępny łożysk. Do regulaci używałem starej tulejki.



Następne w kolejce części to flansza wału napędowego, podkładka i nowa nakrętka.



Przykręciłem to wszystko na miejsce.



Następnie założyłem na końce mostu tarcze kotwiczne z hamulcami przygotowanymi wcześniej. Widać tu też zamontowane uszczelniacze półosi.



Pudło leżące na dachu Camaro na poprzedniej stronie to była przesyłka z nowymi rurkami hamulcowymi. Są one już wstępnie wygięte. Wyciągnąłem je z pudła i teraz je przymierzę.



Każda z rurek jest opisana, gdzie ma być zamontowana.



Opisana na poprzedniej stronie blaszka, do której powinien być przykręcony przewód elastyczny. Trzymam ją w ręku, tymczasem na moście jest dokładnie ta rurka, tam gdzie ma być. I tam była cały czas! Jest to ślad po tym, że most już kiedyś musiał być wymieniony.



Przymierzyłem rurki i przykręciłem je. Nawet pasowały i nie trzeba było ich dużo naciągać.



Zamontowałem na miejscu umyty odpowietrznik mostu.



Pora na półosie. Szpilki kół miały poniszczone gwinty. Nie chciałem ryzykować i poprosiłem właściciela o zakup nowych.



Stare wybiłem młotkiem, ale nowe trzeba włożyć delikatniej. Jak nie ma jak, można je na miejsce dokręcić nakrętką koła, ja wolę zrobić to na prasie.



Miejsce, po którym ślizga się uszczelniacz półosi posmarowałem smarem montażowym. Półoś wsunąłem na miejsce, aż wielkolin na jej końcu trafił w kółko zębate w mechanizmie różnicowym.



Wykręciłem śrubę blokującą na miejscu ośkę satelit.



Ośka daje się łatwo wysunąć. Miła odmiana po wybijaniu tej starej młotkiem. W środku widać końce półosi stykające się ze sobą. Trzeba je wsunąć bardziej, niż będą w normalnym położeniu, w czym przeszkadza ta ośka. W półosiach są tam rowki na pierścienie mocujące.



W te rowki wsuwa się klipsy i wysuwa półoś do właściwego jej położenia. Klips chowa się we wgłębienie w kole zębatym i będzie tam pewnie trzymany. Przed wsunięciem się półosi zabezpiecza ją ośka satelit.



Po wsunięciu ośki na miejsce zabezpieczam ją śrubą.



Teraz mogę już zamknąć most pokrywą. Pokrywa też była malowana proszkowo.



Wygląda to o niebo lepiej niż wcześniej, ale "najważniejsze i tak jest wnętrze" :).



Ale zaraz, jeszcze jedno. Wyregulowałem wstępnie hamulce z obu stron.



I założyłem bębny. Bębny odnowione były kilka lat temu, przy okazji robienia zawieszeń.



O. Teraz most jest gotowy.



Ponieważ ja akurat miałem inne zajęcie, a właściciel miał natchnienie, to on założył most na jego miejsce w Chevrolecie.