Rozrusznik też wymagał nieco uwagi. Tu stan po wyjęciu z silnika.



Zacząłem od odkręcenia nakrętek mocujących przewody zasilające.



Potem, nieco opornie, odkręciłem śruby mocujące przekaźnik rozrusznika. Tu musiałem użyć śrubokręta udarowego.



Odkręciłem pokrywkę spinki wirnika. Śruby ją mocujące trzymają jednocześnie szczotkotrzymacz wewnątrz obudowy.



Potem odkręciłem długie śruby trzymające razem obudowę rozrusznika. Tu też konieczny okazał się śrubokręt udarowy. Po ich odkręceniu mogłem rozłożyć korpus na kawałki.



Wyjąłem także wirnik. Komutator ma w niezłym stanie, lekko tylko zaśniedziały.



Tu znowy robię magiczne "pstryk" i mam odnowione już części. Przygotowałem też nowe tulejki. Reszta części rozrusznika jest w dobrym stanie i nie ma co ich wymieniać.



Najpierw wymieniłem tulejki w obu częściach obudowy.



Wyczyściłem widełki mechanizmu rozrusznika i lekko je posmarowałem świeżym smarem. Tu trochę lepiej widać, że komutator został wypolerowany.



Włożyłem wirnik na miejsce w główce rozrusznika i przykręciłem widełki.



Pomiędzy korpusem a przekaźnikiem rozrsznika byłby otwór, więc w tym miejscu jest gumowa zaślepka. Na to nachodzi główna część korpusu. Wewnątrz niej, tymi dużymi śrubami, przykręcone są uzwojenia.



Założyłem pokrywkę tylną rozrusznika i przykręciłem te dwie długie śruby skręcające obudowę. Założyłem też podkładki dystansujące wirnik i klips go mocujący.



Przykręciłem kapselek osłaniający to przed brudem.



Co daje mi gotowy rozrusznik.



Przydałoby się też odnowić aparat zapłonowy. Jest cały zszarzały...



Zdjąłem kopułkę i palec rozdzielacza.



W środku mechanizmy są całkiem sprawne, przynajmniej się ruszają :). Bardzo często jest to sklejone starym kurzem i resztkami oleju.



Odkręciłem co się dało, łącznie z puszką podciśnienia, kondensatorem i przerywaczem. Jestem bardzo zaskoczony, że Ford z 1984 roku ma jeszcze przerywaczowy układ zapłonowy. Na moje oko powinien już mieć układ z modułem zapłonowym, ale wygląda, że tak wyjechał z fabryki, więc tak ma być.



Wyjąłem płytki układu podciśniśnieniowego opóźnienia zapłonu.



Te płytki akurat, mimo, że jeszcze ruchome, są w najgorszym stanie - zapyziałe i podrdzewiałe.



Następnie zdemontowałem zębatkę napędzającą aparat i wyjąłem ośkę z obudowy.



Nagle wszystko mam przygotowane do składania! Co oczywiście zajęło trochę czasu :).



Po posmarowaniu ośki olejem włożyłem ją na miejsce w obudowie. Blaszki od opóźnienia zapłonu odrdzewiłem.



Tu te blaszki już złożone razem, ze spinką mocującą. Wszystko już nasmarowane.



Dla ciekawostki pokazuję też zdjęcie oznaczeń z tego aparatu.



Puszkę podciśnienia miałem akurat pod ręką odnowioną.



Do środka aparatu włożyłem kondensator i nowy przrywacz. Stary przerywacz miał już bardzo wypalone styki. Palec zostaje ten, co był, jest w dobrym stanie. W otworze w ośce aparatu jest głęboko osadzony kawałek filcu. Co zmianę oleju należy tam kapnąć kropelkę oleju, która smaruje resztę aparatu. Zazwyczaj mało kto o tym pamięta, co prowadzi do problemów z działaniem mechanizmów w aparacie.



Wyczyściłem też kopułkę, którą też zostawiam bez zmian.



I mam gotowy do założenia aparat zapłonowy.