Po zmontowaniu wszystkich rurek układu chłodzenia nalałem płyn do układu. Wtem!!!



Pęknięta głowica czy co? Co się stało?!?
Nie ma co się zastanawiać - zdjąłem głowicę. A tam - okazało się, że uszczelki, które dał Robert, są do silnika po 1967 roku (kiedy Ford wprowadził zmiany konstrukcyjne). Na zdjęciu poniżej zaznaczyłem wyraźniej dokąd sięga głowica. Wystarczyło, żeby układ ciekł. I tak w sumie lepiej, że ciekł, niż żebym to uruchomił i wtedy miałoby zacząć...



Zaopatrzyłem się w komplet właściwych uszczelek. Jak widać (po lewej) są zdecydowanie inne niż te, co były założone.



Zacząłem silnik składać jeszcze raz. Tu też pojawił się problem, bo i logika i opis uszczelek sugerowały takie położenie otworu w uszczelce, jak widać na zdjęciu poniżej, ale rysunek złożeniowy silnika w serwisówce pokazywał dokładnie na odwrót.



Jeszcze raz wyregulowałem zawory, co jest nieprzyjemne w silniku, którego koło pasowe kręci się w drugą stronę :)



W międzyczasie przygotowałem też aparat zapłonowy. Jak widać był standardowo zapyziały.



Bardzo podobał mi się ten szczegół - otwierany koreczek do wlewania kropelki oleju przy każdej regulacji zaworów :)



W środku dość dużo brudnego tłuszczu. Podejrzewam, że przyśpieszanie zapłonu nie działało zbyt dobrze, o ile w ogóle działało.



Wyczyściłem wszystko dokładnie, nasmarowałem i poskładałem.



Potem wziąłem się za alternator. Oryginalnie w aucie była prądnica (i instalacja 6V), potem ktoś założył alternator (w interesujący sposób zresztą, jak było widać na początku historii o tym silniku). My znaleźliśmy alternator od takiego silnika, czyli przystosowany do obracania się w lewą stronę. Sałe to przystosowanie polega na łopatkach wentylatora ustawionych odwrotnie niż zazwyczaj w alternatorach. Jest to też altenator starego typu, z wyjściem na zewnętrzny regulator. Oczywiście całość wymaga odświeżenia i przynajmniej wymiany łożysk.



Obudowę porządnie wyczyściłem, stojan pomalowałem, łożyska wymieniłem.



Wymieniłem nawet szczotki.



Śrubki oczywiście ocynkowałem.



Mocowanie alternatora znalazłem na silniku V4, który przypadkowo sobie kupiłem nie wiem po co. Przyda się akurat tutaj. Brakowało w nim tylko napinacza, który z kolei dobrałem z Forda Sierry.



Obudowę regulatora również ocynkowałem, żeby nie straszyła w komorze silnika (jak na przykład widoczna w tle obudowa regulatora od prądnicy).



Całość już trochę bardziej przypomina kompletną komorę silnika.



Znalazłem też reprodukcje spinek do wodzików skrzyni - oryginalne albo popękały, albo miały na tyle wyrobione otwory, że spadały. Trochę obawiałem się regulacji całego tego interesu, ale dzięki serwisówce okazało się to proste - wkładamy pręt 6mm w mechanizm przy kolumnie kierownicy (jak widać na zdjęciu) i zapinamy wodziki tak, żeby każdy był w pozycji neutralnej. I już :) Poprzednio biegi wchodziły ciężko, teraz chodzą jak w maśle. Zobaczymy co będzie po uruchomieniu silnika...



Szczerze powiedziawszy, to nawet już uruchomiłem ten silnik. Tyle, że nie jestem do końca zadowolony... Miał to być koniec prac, a wydaje mi się, że jeszcze regeneracja gaźnika mnie czeka :(
Najgorsze jest to, że na tych wszystkich detalach schodzi tak dużo czasu. Silnik niby gotowy, ale tu jeszcze kabelek, tu coś, tu dopiero czwarty pasek klinowy pasuje (i mają go w Intercarsie dopiero na następny dzień...).