Trzeba się teraz zabrać za silnik. Mimo całkowitego braku sprężania na jednym cylindrze i dużym braku na kolejnych dwóch, silnik obraca się swobodnie, co jest dużym plusem. Do dalszych prac muszę powiesić silnik na stojaku, a do tego trzeba zdjąć sprzęgło i koło zamachowe. Zacznę oczywiście od sprzęgła. Płytka spod łożyska wypięła się spod sprężynek w trakcie wyciągania silnika.



Zdjąłem sprzęgło. Widać ślady przypalenia. Tarcza do wymiany okładzin, ale docisk wystarczy lekko przetrzeć, bo płaszczyzna jest idealnie równa.



Na kole też ślady przegrzania.



Pod kołem zamachowym znajomy widok. Języczki z silikonu :). No i zaślepka na wałku wyrównoważającym zapaprana uszczelniaczem.



Niezła jest ta plątanina rurek dookoła silnika.



Tu widać to lepiej. Gaźnik nie jest oryginalny, jest to Weber 32/36.



Kolejne rurki. Aparat zapłonowy ma nietypową na moje oko puszkę podciśnienia.



Powoli zacząłem ogałacać silnik z tych wszystkich rurek. Nie do końca pamiętam kiedy był robiony remont silnika, ale niestety dla farby czas nie był zbyt łaskawy. Trzeba będzie to poprawić.



Teraz będę odkręcał rzeczy z lewej strony silnika.



Z prawej trochę ciaśniej, bo jeszcze jest pompa wody i mocowanie alternatora.



Odkręcone łapy silnika.



Pokrywa przednia silnika mocno zatłuszczona i brudna.



Zdjęty wiatrak chłodnicy i kółko pasowe.



Jedna z poduszek silnika już w zasadzie nie istnieje. A z tych wszystkich rurek zostało dość sporo cybantów.



Zdjęty gaźnik. Widać, że w celu jego dopasowania został lekko podszlifowany kolektor dolotowy. Na moje oko - za mało.



Przy wyjmowaniu aparatu zapłonowego wyszedł z nim razem sześciokątny pręt napędu pompy oleju. Powinien mieć pierścień blokujący i zostać w bloku.



Widać już, że jest to silnik, a nie coś pod rurkami :).



Pokrywy rozrządu. Farba ma przebrwienia, ale nie mógłbym ich odnowić bez dorobienia naklejek. Dlatego będą dorobione...



Za to pod pokrywami miłe zaskoczenie - czystość!



Pod kolektorem dolotowym też nieźle.



Małe porównanie wielkości kolektorów dolotowych - V4 Forda i small block (V8) Chevroleta.



Zdjęte klawiatury zaworowe. Też bardzo czyste. Musiał być dobry olej.



Po zdjęciu głowicy - niby wszystko w porządku Trochę nagaru i już.



Cylindry też ok.



Zastanawiający jest natomiast ten śmietnik w środku. Masa jakiś opiłków. Ale skąd?



Rozwiązanie tajemnicy przyszło po zdjęciu drugiej głowicy. Jeden cylinder cały w zastygniętych kroplach aluminium - widać to w prawej części.



Wiadomo też już skąd te aluminium. I dlaczego było zerowe ciśnienie na jdnym cylindrze... Zobacz na tłok z lewej.



Tu widać to nieco dokładniej. Moja hipoteza jst taka, że podczas dłuższej jazdy z wyższą prędkością wzrosła temperatura w cylindrze na dłużej niż zazwyczaj. Mogło to spowodować zetknięcie się końców pierścienia, co już w błyskawicznym tempie doprowadziło do widocznych tu skutków - przegrzania tłoka, stopienia metalu i wyrwania kawałka tłoka. Niskie ciśnienie sprężania na dwóch pozostałych tłokach to już opiłki latające po kolektorze dolotowym i dostające się pomiędzy zawory i gniazda zaworowe.



No to rozkręcamy dalej.



Zdjęta pokrywa rozrządu.



I kolejne pozytywne zaskoczenie - ależ to jest czyste w środku!



Nie za dobrze widać, ale w misce olejowej resztka oleju mieni się jakby miała brokat w sobie. Opiłki...



Dół silnika nadal dość czysty.



Tu widać to trochę lepiej.



Koła rozrządu w idealnym stanie, jak nowe.



Wałek rozrządu wygląda mi po oznaczeniu na ten od Marka Ashcrafta.



Tłoki wyjęte. Tu ten zatarty.



I cały komplet. Reszta nie jest taka zła, chociaż też mają ślady tarcia.



Za to wał korbowy idealny.



I na koniec wyjęty wałek wyrównoważający.