Trochę zaległa ta aktualizacja, ale już opisuję, co się działo. A działo się dużo, z czego tylko trochę opiszę. Ogólnie to chodzi o to, że za co się tu nie wezmę, to trochę nie działa, i trzeba kombinować :). Zacznijmy od czujnika ciśnienia oleju. Znalazłem właściwy czujnik.
Wkręciłem go do bloku. Dużo później, jak już silnik był w samochodzie i do tego czujnika nie ma praktycznie żadnego dostępu (serio - klucz ma około 10 stopni możliwości ruchu, wymiana czujnika trwa około godziny), okazało się, że wskaźnik jest inny niż czujnik i trzeba wymienić czujnik. Znalazłem gdzieś oryginalny czujnik do kupienia, ale kosztował majątek, więc póki co wkręcony będzie czujnik od starej Alfy Romeo - zegary są tego samego producenta, ale wskaźnik pokazuje odwrotnie - max na wyłączonym silniku, zmniejsza się przy zwiększaniu ciśnienia oleju. Ale coś pokazuje i z czasem można to wymienić.
Włożenie silnika nie jest takie proste. Wyjmowałem co prawda przez tylną szybę, ale nie było to wygodne. Tym razem spróbuję zrobić to od dołu. Podniosłem samochód dość wysoko na kobyłkach.
Odpiąłem linkę ręcznego. Potem odkręciłem zaciski, pas ograniczający ruch zawieszenia i amortyzator.
O takie rzeczy odkręciłem.
Tu ciut widać jak wygląda wahacz.
Po rozpięciu amortyzatora i pasa koło dość mocno dało się opuścić.
Pamiątkowe zdjęcie w dziwnym miejscu.
Belka zawieszenia przykręcona jest do karoserii przy podłużnicy, wewnątrz komory silnika. Co ciekawe, te mocowanie dokładnie miażdży miedzianą rurkę widoczną obok, odpowietrzającą chłodnicę do zbiorniczka wyrównawczego. Potem to przerobiłem, żeby było to drożne.
Kolejne mocowania belki zawieszenia są odkręcane od zewnątrz auta, przez otwór w progu.
Po odkręceniu tych mocowań mogłem opuścić zawieszenie na ziemię i wyciągnąć je spod samochodu.
Pod spodem zrobiło się pusto.
Po wysunięciu zawieszenia uniosłem silnik nad podłogą i wciągnąłem pod niego zawieszenie.
Przykręciłem łapy do silnika.
Potem wsunięcie silnika z zawieszeniem pod samochód nie było takie proste, bo zabrakło mi kilku milimetrów i musiałem jeszcze nieco wyżej podnieść kobyłki.
Dość dziwnie to wygląda :).
Poszło jednak dość łatwo mimo wszystko. Podniosłem silnik z zawieszeniem i przykręciłem wszystko do samochodu.
Nagle dostępu do silnika zrobiło się dość mało :).
Z przodu jest jakaś nieoryginalna chłodnica. I tak się silnik grzał, więc dołożona została elektryczna pompa wody. Grzanie się zdiagnozowałem jako za cienką dorobioną rurkę głównej magistrali wodnej w silniku. Potem jeszcze do tego doszły zabawy z gaźnikiem, bardzo, bardzo długotrwałe - z 5 razy go rozkładałem w drobny mak i składałem. Ostatecznie wylądował tam inny gaźnik, z innymi, większymi dyszami, co pomogło silnikowi wreszcie ładnie pracować... ale większe dysze oznaczają też, że silnik miał ubogą mieszankę, co też mogło prowadzić do grzania się silnika.
W każdym razie - ta elektryczna pompa wody musi odejść.
U góry chłodnicy jest też ciekawie zaślepiony jeden króciec :).
Zamiast pompy wody trzeba dać kawałek rury, ale nie jest to połączenie na wprost, więc zorganizowałem dwa takie odcinki z łagodnym kątem.
Tak to wyszło. Miedziana rurka po prawej to odpowietrzenie chłodnicy do zbiorniczka wyrównawczego z tyłu samochodu. W ogóle odpowietrzenie układu to ciekawa sprawa. Po zalaniu płynem stal samochód klika dni i nic. Opuszczając go z tych kobyłek przechylałem go mocno do przodu i na boki, a płyn bulgotał i bulgotał. Ostatecznie jak skończył bulgotać, to weszło tam jeszcze ponad 4 litry płynu chłodzącego :).
Następne przykręcę półosie.
Przy okazji wymienię padnięty krzyżak.
Okazało się też, że źle przykręciłem wodziki do skrzyni biegów. Muszę je przełożyć.
Tak lepiej.
Zamontuję też zbiorniczek wyrównawczy. Jest bardzo podobny do zbiorniczka z Taunusa 12M.
Wymienię korek zbiorniczka - powinien tu być ten po lewej, z gumą w obu miejscach przylegania.
Po pierwszych nieudanych próbach odpowietrzenia sprzęgła wyjąłem wysprzęglik, który okazał się totalnie zgnity w środku. Póki szlam trzymał, sprzęgło działało, ale po wymianie płynu na nowy już nie. Co ciekawe, udało się to znaleźć nowe, niestety nie tanio.
U góry nowy element do połączenia nowego wysprzęglika, u dołu coś, co ktoś kiedyś wymyślił łącząc wysprzęglik z układem. Hmmmm.
Tyle tego było połączonego. Wolałbym żeby było tego ciut mniej...
Ostatecznie skończyło się na dwóch przejściówkach.
Wysprzęglik już zamontowany. Sprzęgło nadal nie działa...
No tak, pompa też skorodowana doszczętnie w środku. To też cudem znalazłem gdzieś we Francji.
Zamontowane. Na obie pompy nachodzi zbiorniczek płynu od Poloneza. Nie przerabiam tego, nie ruszam tej Matry Pandory...
Sprzęgło wreszcie zadziałało, ale biegi nie do końca. Musiałem sporo wyregulować długość wodzików łączących skrzynię z mechanizmem w samochodzie, ale i tak dwa biegi nie działały. W końcu dobrałem się do kasety wybieraka biegów, umieszczonej pod tylną kanapą, a tam... Pęknięty jeden z prętów.
Udało się dorobić taki nowy.
Tu już wymieniony
I tak to sobie trwa to składanie przez całe lato. Po wyeliminowaniu tych patentów i usterek opisanych powyżej jeszcze dość długo walczyłem z gaźnikiem. Oby się udało to doprowadzić do jeżdżenia :)
Wkręciłem go do bloku. Dużo później, jak już silnik był w samochodzie i do tego czujnika nie ma praktycznie żadnego dostępu (serio - klucz ma około 10 stopni możliwości ruchu, wymiana czujnika trwa około godziny), okazało się, że wskaźnik jest inny niż czujnik i trzeba wymienić czujnik. Znalazłem gdzieś oryginalny czujnik do kupienia, ale kosztował majątek, więc póki co wkręcony będzie czujnik od starej Alfy Romeo - zegary są tego samego producenta, ale wskaźnik pokazuje odwrotnie - max na wyłączonym silniku, zmniejsza się przy zwiększaniu ciśnienia oleju. Ale coś pokazuje i z czasem można to wymienić.
Włożenie silnika nie jest takie proste. Wyjmowałem co prawda przez tylną szybę, ale nie było to wygodne. Tym razem spróbuję zrobić to od dołu. Podniosłem samochód dość wysoko na kobyłkach.
Odpiąłem linkę ręcznego. Potem odkręciłem zaciski, pas ograniczający ruch zawieszenia i amortyzator.
O takie rzeczy odkręciłem.
Tu ciut widać jak wygląda wahacz.
Po rozpięciu amortyzatora i pasa koło dość mocno dało się opuścić.
Pamiątkowe zdjęcie w dziwnym miejscu.
Belka zawieszenia przykręcona jest do karoserii przy podłużnicy, wewnątrz komory silnika. Co ciekawe, te mocowanie dokładnie miażdży miedzianą rurkę widoczną obok, odpowietrzającą chłodnicę do zbiorniczka wyrównawczego. Potem to przerobiłem, żeby było to drożne.
Kolejne mocowania belki zawieszenia są odkręcane od zewnątrz auta, przez otwór w progu.
Po odkręceniu tych mocowań mogłem opuścić zawieszenie na ziemię i wyciągnąć je spod samochodu.
Pod spodem zrobiło się pusto.
Po wysunięciu zawieszenia uniosłem silnik nad podłogą i wciągnąłem pod niego zawieszenie.
Przykręciłem łapy do silnika.
Potem wsunięcie silnika z zawieszeniem pod samochód nie było takie proste, bo zabrakło mi kilku milimetrów i musiałem jeszcze nieco wyżej podnieść kobyłki.
Dość dziwnie to wygląda :).
Poszło jednak dość łatwo mimo wszystko. Podniosłem silnik z zawieszeniem i przykręciłem wszystko do samochodu.
Nagle dostępu do silnika zrobiło się dość mało :).
Z przodu jest jakaś nieoryginalna chłodnica. I tak się silnik grzał, więc dołożona została elektryczna pompa wody. Grzanie się zdiagnozowałem jako za cienką dorobioną rurkę głównej magistrali wodnej w silniku. Potem jeszcze do tego doszły zabawy z gaźnikiem, bardzo, bardzo długotrwałe - z 5 razy go rozkładałem w drobny mak i składałem. Ostatecznie wylądował tam inny gaźnik, z innymi, większymi dyszami, co pomogło silnikowi wreszcie ładnie pracować... ale większe dysze oznaczają też, że silnik miał ubogą mieszankę, co też mogło prowadzić do grzania się silnika.
W każdym razie - ta elektryczna pompa wody musi odejść.
U góry chłodnicy jest też ciekawie zaślepiony jeden króciec :).
Zamiast pompy wody trzeba dać kawałek rury, ale nie jest to połączenie na wprost, więc zorganizowałem dwa takie odcinki z łagodnym kątem.
Tak to wyszło. Miedziana rurka po prawej to odpowietrzenie chłodnicy do zbiorniczka wyrównawczego z tyłu samochodu. W ogóle odpowietrzenie układu to ciekawa sprawa. Po zalaniu płynem stal samochód klika dni i nic. Opuszczając go z tych kobyłek przechylałem go mocno do przodu i na boki, a płyn bulgotał i bulgotał. Ostatecznie jak skończył bulgotać, to weszło tam jeszcze ponad 4 litry płynu chłodzącego :).
Następne przykręcę półosie.
Przy okazji wymienię padnięty krzyżak.
Okazało się też, że źle przykręciłem wodziki do skrzyni biegów. Muszę je przełożyć.
Tak lepiej.
Zamontuję też zbiorniczek wyrównawczy. Jest bardzo podobny do zbiorniczka z Taunusa 12M.
Wymienię korek zbiorniczka - powinien tu być ten po lewej, z gumą w obu miejscach przylegania.
Po pierwszych nieudanych próbach odpowietrzenia sprzęgła wyjąłem wysprzęglik, który okazał się totalnie zgnity w środku. Póki szlam trzymał, sprzęgło działało, ale po wymianie płynu na nowy już nie. Co ciekawe, udało się to znaleźć nowe, niestety nie tanio.
U góry nowy element do połączenia nowego wysprzęglika, u dołu coś, co ktoś kiedyś wymyślił łącząc wysprzęglik z układem. Hmmmm.
Tyle tego było połączonego. Wolałbym żeby było tego ciut mniej...
Ostatecznie skończyło się na dwóch przejściówkach.
Wysprzęglik już zamontowany. Sprzęgło nadal nie działa...
No tak, pompa też skorodowana doszczętnie w środku. To też cudem znalazłem gdzieś we Francji.
Zamontowane. Na obie pompy nachodzi zbiorniczek płynu od Poloneza. Nie przerabiam tego, nie ruszam tej Matry Pandory...
Sprzęgło wreszcie zadziałało, ale biegi nie do końca. Musiałem sporo wyregulować długość wodzików łączących skrzynię z mechanizmem w samochodzie, ale i tak dwa biegi nie działały. W końcu dobrałem się do kasety wybieraka biegów, umieszczonej pod tylną kanapą, a tam... Pęknięty jeden z prętów.
Udało się dorobić taki nowy.
Tu już wymieniony
I tak to sobie trwa to składanie przez całe lato. Po wyeliminowaniu tych patentów i usterek opisanych powyżej jeszcze dość długo walczyłem z gaźnikiem. Oby się udało to doprowadzić do jeżdżenia :)