Tak wygląda gniazdo maźnicy (fachowa nazwa - widły maźnicze) w ramie. Jest to w zasadzie zawieszenie drezyny - oś w tym miejscu przesuwa się góra-dół. Ta rurka to miejsce na sprężynę.
A tak wygląda rama z założoną osią. Widać jak duży jest luz pomiędzy widłami a maźnicą. Zanim damy elementy do malowania, to trzeba to naprawić.
Zaczynamy od ściśnięcia tego, co się rozeszło. Obawiam się, że panowie inżynierowie lekko rąbnęli się w obliczeniach wytrzymałości tego elementu :)
Druga sprawa - mechanicy kolejowi zapomnieli o smarowaniu? :) Widać, że z trzech milimetrów grubości blachy zostało z jeden? Co z tym zrobimy?
Fachowo to się nazywa napawaniem, a po prostu robimy smarka spawarką i liczymy na to, że uda nam się to przywrócić do właściwego kształtu.
Wstępnie trzeba to obrobić szlifierką, bo pilnikiem to prędzej się można pochlastać niż to wyszlifować. Jak się szlifierka omsknie, to nic nie szkodzi - napawa się jeszcze raz. I tak dopiero po dwu-, trzykrotnym napawaniu jest dość stali, żeby to poprawnie wyszlifować.
Tak to wygląda po pierwszym napawaniu i szlifowaniu. Widać, gdzie jeszcze brakuje materiału.
A tu obróbka zakończona. Chyba lepiej? :) Dodatkową zaletą napawania jest fakt zespawania tych dwóch łączących się pod kątem prostym blach. Fabrycznie nie były tu spawane. Nam to da dodatkową wytrzymałość na rozchodzenie się maźnic.
Z drugiej strony widać ślady op naparzaniu młotem. Taka dość typowa kolejowa naprawa :) Ale wszystko będzie widać aż za dobrze jak drezyna będzie ładnie pomalowana. Trzeba chyba zrobić nowe blachy...
...albo spawamy dalej. Brzydko jest? Pewnie, ale tylko na chwilę.
Znowu szlifierka, tym razem z tarczą listkową i mamy ładny element.
A tu przykład poprawek na osi. Było wgniecenie, zostało zaspawane i zeszlifowane. Efekt jest taki, że nie widać, żeby to cokolwiek było nie tak.
Byliśmy też sprawdzić koła na tokarce u mojego teścia, ale nie za bardzo nam wyszło mocowanie kół w uchwycie, bo wszystkie wydają się krzywe. Nie za bardzo było je za co łapać, więc myślimy nad innym sposobem ich sprawdzenia. Chwilowo atrakcyjną wydaje się myśl, żeby z nimi pojechać do wulkanizatora na wyważarkę. A może do zakładu prostującego felgi?
No dobra, bierzemy się za krzywą przednią oś. Szlifierka zapowiada jakie mamy wobec niej zamiary.
Na początek ścinam nity trzymające czop osi.
Teraz trzeba je wybić.
Po wyjęciu czop powinien się dać wyjąć. Niestety, w środku osi jest tyle rdzy, że trzeba pomoczyć to kilka dni w WD-40, a jak to nic nie da, to uruchomimy palnik.
Wycięta najbardziej krzywa część osi. Tu rozważamy dwie możliwości - wspawanie kawałka prostej rury w środek osi, albo zrobienie całej osi przedniej od nowa. Zobaczymy.
A tak wygląda rama z założoną osią. Widać jak duży jest luz pomiędzy widłami a maźnicą. Zanim damy elementy do malowania, to trzeba to naprawić.
Zaczynamy od ściśnięcia tego, co się rozeszło. Obawiam się, że panowie inżynierowie lekko rąbnęli się w obliczeniach wytrzymałości tego elementu :)
Druga sprawa - mechanicy kolejowi zapomnieli o smarowaniu? :) Widać, że z trzech milimetrów grubości blachy zostało z jeden? Co z tym zrobimy?
Fachowo to się nazywa napawaniem, a po prostu robimy smarka spawarką i liczymy na to, że uda nam się to przywrócić do właściwego kształtu.
Wstępnie trzeba to obrobić szlifierką, bo pilnikiem to prędzej się można pochlastać niż to wyszlifować. Jak się szlifierka omsknie, to nic nie szkodzi - napawa się jeszcze raz. I tak dopiero po dwu-, trzykrotnym napawaniu jest dość stali, żeby to poprawnie wyszlifować.
Tak to wygląda po pierwszym napawaniu i szlifowaniu. Widać, gdzie jeszcze brakuje materiału.
A tu obróbka zakończona. Chyba lepiej? :) Dodatkową zaletą napawania jest fakt zespawania tych dwóch łączących się pod kątem prostym blach. Fabrycznie nie były tu spawane. Nam to da dodatkową wytrzymałość na rozchodzenie się maźnic.
Z drugiej strony widać ślady op naparzaniu młotem. Taka dość typowa kolejowa naprawa :) Ale wszystko będzie widać aż za dobrze jak drezyna będzie ładnie pomalowana. Trzeba chyba zrobić nowe blachy...
...albo spawamy dalej. Brzydko jest? Pewnie, ale tylko na chwilę.
Znowu szlifierka, tym razem z tarczą listkową i mamy ładny element.
A tu przykład poprawek na osi. Było wgniecenie, zostało zaspawane i zeszlifowane. Efekt jest taki, że nie widać, żeby to cokolwiek było nie tak.
Byliśmy też sprawdzić koła na tokarce u mojego teścia, ale nie za bardzo nam wyszło mocowanie kół w uchwycie, bo wszystkie wydają się krzywe. Nie za bardzo było je za co łapać, więc myślimy nad innym sposobem ich sprawdzenia. Chwilowo atrakcyjną wydaje się myśl, żeby z nimi pojechać do wulkanizatora na wyważarkę. A może do zakładu prostującego felgi?
No dobra, bierzemy się za krzywą przednią oś. Szlifierka zapowiada jakie mamy wobec niej zamiary.
Na początek ścinam nity trzymające czop osi.
Teraz trzeba je wybić.
Po wyjęciu czop powinien się dać wyjąć. Niestety, w środku osi jest tyle rdzy, że trzeba pomoczyć to kilka dni w WD-40, a jak to nic nie da, to uruchomimy palnik.
Wycięta najbardziej krzywa część osi. Tu rozważamy dwie możliwości - wspawanie kawałka prostej rury w środek osi, albo zrobienie całej osi przedniej od nowa. Zobaczymy.