Weźmy teraz aparat zapłonowy. Działał dobrze, merdanie wałkiem nie wskazuje na jakieś luzy, więc w planie jest demontaż, odświeżenie, wyczyszczenie i montaż. Tak wyglądał po wyjęciu z silnika. Po części wysmarowany jakimś bituminem do zabezpieczania podwozia, którym został pomalowany pewnie niechcący.



No to trzeba teraz to rozkręcić.





Kondensator już kiedyś wymieniany, bo lutowany do oryginalnego kabelka, a nie w jednym kawałku. Styki przerywacza idealne.



Tu już zdjęta płytka podciśnieniowego mechanizmu wyprzedzenia zapłonu.



Zdjęta ściągaczem zębatka napędzająca.



Z grubsza rozebrany. Bardziej nie ma sensu teraz rozkłądać części, bo można pogubić drobiazgi.



Obudowa po myciu już wygląda lepiej.



Po ocynkowaniu śrubek zaczynam składanie. Najpierw mechanizm odśrodkowego przyśpieszenia zapłonu został wyczyszczony i nasmarowany.



Następnie włożyłem ośkę do obudowy (również smarując) i założyłem zębatkę napędzającą aparat, żeby nic się nie rozpadło podczas dalszych prac.



Rozłożyłem płytki podciśnieniowego mechanizmu wyprzedzenia zapłonu i dokładnie je wyczyściłem i nasmarowałem. W każdym zakamarku aparatu było sporo brudu, który blokował ruch mechanizmów.



Poskręcana większość śrubek, założona również puszka podciśnienia.



Korpus w zasadzie gotowy.



Poskładany w całość, gotowy do włożenia do silnika.



Silnik już wcześniej był ustawiony na górny martwy punkt 1 cylindra, więc cofnąłem wał na 9 stopni przed tym punktem. Ustawiłem palec aparatu zapłonowego na kreskę na obudowie (na zdjęciu nie widać, ale jest tak ustawiony) i zainstalowałem w silniku. Oczywiście nie za pierwszym razem wszedł na miejsce tak jak powinien, ale po kilku manewrach się udało.



Jeden z terminali był już nie do użycia, więc zakładam nową kopułkę.



Następnie podłączyłem wszystkie przewody zapłonowe.