Wkrótce miałem gotowe części aluminiowe po szkiełkowaniu, a stalowe po cynkowaniu. Trzeba to wszystko z powrotem poskładać. Zaczynam od wymiany ślizgu wirnika alternatora. Kiedyś stwierdziłem, że fajnie by było być trochę odciążonym od takich prac i oddałem alternator do regeneracji w renomowanej firmie. Jak dostałem z powrotem alternator, to ślizg ten, zamiast wymieniony, był stoczony do miejsca, gdzie nie było widać zużycia. Nic to, że szczotki ledwo do niego sięgały... I tak się skończył outsourcing :).



O tyle się to upierdliwie wymienia, że trzeba wylutować i przylutować przewody z uzwojenia do tego ślizgu, a ślizg ma w sobie dużo miedzi - czyli chłonie ciepło jak szalony.



A tu już wszystko czeka na składanie.



W przednią część obudowy alternatora włożyłem łożysko. Te łożysko jest dość standardowe.



Przykręciłem blaszkę je trzymającą.



Teraz umieszczę uzwojenie w drugiej części obudowy. Jedna ze śrub, połączona z wyjściem plusa zasilania, ma przekładki izolacyjne w miejscu przejścia przez obudowę.



Tu widać jak to wygląda skręcone.



Drugie łożysko wirnika, tylne, ma dość standardowe średnice wewnętrzną i zewnętrzną, ale jest niestandardowo wysokie, przez co kosztuje 3x tyle.



Po włożeniu wirnika do obudów i złożeniu ich razem, skręciłem je śrubami.



Teraz na miejsce trafiła podkładka dystansowa i klin (uzupełniony z zapasów, bo, jak pamiętasz, klina tu nie znalazłem).



Potem poskładałem resztę części składających się na kółko pasowe. Włożyłem też części mocujące alternator do obudowy.



Z tyłu podłączyłem kondensator i nowy regulator napięcia. Specjalnie z lojalności wobec kraju producenta wybrałem Magneti Marelli :).



Sprawdziłem przewód plusowy i przykręciłem go do śruby B+.



Potem zamknąłem tył alternatora metalową osłoną.







Pora na rozrusznik. Tu obudowa i przekaźnik powinny być ocynkowane, ale nie udało mi się wykręcić uzwojenia z obudowy, a przekaźnik jest jeszcze dobry, więc części te będą teraz czarne.



Wymieniłem bendiks.





Poskładałem zawias dźwigni poruszającej zębatką rozrusznika.



I włożyłem to wszystko, razem z przekładnią planetarną, do główki rozrusznika.



Przygotowałem przekaźnik do przykręcenia.



Po jego przykręceniu wymieniłem szczotki, razem z całym mocowaniem. W katalogach sąbłędy i kupiłem jeden szczotkotrzymacz, który, jak się okazało, miał tylko dwie szczotki zamiast czterech. Inny - to samo. Dopiero szczotki do tego rozrusznika przyszły 4. Mam więc dwa komplety - jeden użyję, drugi będzie na zapas...



Założyłęm obudowę na wirnik i zamknąłem całość pokrywą.



Po przykręceniu tylnej pokrywki rozrusznik jest gotowy.