Skoro już mamy załatwione zawieszenia, to wrócę trochę z do rozkładania silnika. To oczywiście wydarzyło się tuż po wyjęciu go z samochodu, ale opisuję teraz, żeby się wątek nie mieszał. Zacznijmy w momencie, gdy silnik postawiłem na blacie stołu warsztatowego.



Zaczynam od odkręcania drobiazgów. Łapy silnika...



A tu mocowania alternatora. I tu jestem zdziwiony, bo wygląda zupełnie zwyczajnie, jak każde inne mocowanie od rzędowego silnika FOrda z tamtego okresu, ale zamiast otworów na śruby alternatora bezpośrednio w aluminium, są dużo większe otwory i tuleje metalowo gumowe. Podobnie napinacz - chyba nie mam tego na zdjęciach, ale przy silniku też ma tuleję gumową. Nigdy wcześniej tego nie spotkałem.



Ta strona silnika już prawie pusta.



Odkręcam flex plate.



Wykręciłem świece i szpilki kolektora wydechowego.



Tu może nieco widać tą gumę przy silniku na napinaczu alternatora. Fajnie, że nie są pogubione takie detale, jak mocowanie rury chłodzenia na końcu napinacza. Rury idą od razu do utylizacji.



Tu też ciekawe zachowane detale - mocowanie rury chłodzenia i już nie pamiętam czego :). Chyba obudowy filtra powietrza.



Odkręcone.



Przechodzę na drugą stronę, tu jest dużo więcej rzeczy.



Odkręciłem łapę silnika i płaskownik łączący blok z dołem obudowy koła zamachowego.



Pora na demontaż gaźnika i tej plątaniny rurek.



Gaźnik zdemontowany.



Króciec pośrodku już do niczego się nie nadaje, rozsypał się w proszek.



Wykręciłem go. Podobnie szpilki gaźnika. Po lewej drugie z mocowań obudowy filtra powietrza.



Potem odkręciłem kolektor dolotowy.



Mam teraz dostęp do rzeczy pod kolektorem.



Po kolei demontuję puszę odmy, pompę paliwa, aparat zapłonowy.



Po tej stronie bloku też już zrobiło się pusto.



Przechodzę więc na przód.



Odkręciłem wiatrak chłodnicy, kółko pasowe pompy wody, napinacz alternatora.



Od razu tego mniej się zrobiło.



Zdjąłem osłonę paska rozrządu.





Odkręciłem pompę wody.



W środku grubo, naprawdę grubo osadu z kamienia i rdzy.