Następnie przejrzałem gaźnik. Jest to fajny, stary Solex. Bardzo prostej konstrukcji zresztą.





Najpierw otworzyłem górną pokrywkę.



Ta śruba poniżej krawędzi gaźnika jest bardzo długa - przechodzi ona przez pywak, stanowiąc oś jego obrotu.



Potem odkręciłem pokrywkę boczną, któa w zasadzie do niczego nie służy :).



Następnie wykręciłem co się da od góry gaźnika.



Po odwróceniu go do góry nogami mam dostęp do śrub mocujących część z przepustnicą do korpusu gaźnika.



Gaźnik podzielony na trzy główne części.



Powykręcałem rozmaite dysze, zaślepki, śrubki z korpusu.



Potem odkręciłem mechanizm ssania z boku przepustnicy.



Po odkręceniu jeszcze kilku drobiazgów mam gaźnik rozłożony. Ponieważ jest to raczej "szybki przegląd" niż odrestaurowanie, to na razie nie będę rozkładał tego bardziej - dopóki nie cynkuję wszystkich śrubek, to nie ma to sensu.



Potem gaźnik umyłem w myjce ultradźwiękowej. To są osady pozostałem po jego umyciu. A nie wyglądał tak źle...



W każdym razie - wszystko jest już czyste i przedmuchane sprężonym powietrzem, można składać.



Najpierw zmontowałem trzy główne części.



A potem skręciłem je razem.





Przypomnę teraz jak wyglądał kolektor wydechowy.



Wrzuciłem go przy okazji do odrdzewiacza, który mi pozostał po czyszczeniu śrubek. Wyżarł on trochę rdzy, resztę doczyściłem mechanicznie. Potem pomalowałem go lakierem wysokotemperaturowym na srebrno.



Niestety, podczas przykręcania kolektora nastąpił zonk.



Zonk dość skutecznie powstrzymujący mnie przed użyciem tego kolektora...



Na szczęście udało się go dość dobrze pospawać. Doszlifowałem kolektor z zewnątrz...



...i wewnątrz. Wyszło nieźle. Teraz go pomaluję i mogę składać dalej.