Chciałem zamknąć silnik od dołu miską olejową, ale nie da się tego zrobić bez pokrywki tylnej wału korbowego. A że dostęp do tej części silnika na stojaku jest znikomy, to muszę dźwignąć tego kloca na stół warsztatowy. Przygotowałem deski, żeby położyć silnik na nich - nie chcę zgiąć smoka pompy oleju.



Ponieważ ta płaszczyzna wału była porysowana przez stary, sztywny simmering, zamówiliśmy tuleję naprawczą. Najbliższa i najtańsza była we Francji. I przyszła szybciej niż druga, na koło pasowe, zamówiona tego samego dnia :).



Tu już założona.



Coś mnie tknęło, że Piotrek coś mówił o tym że ten silnik jeździł kiedyś z automatem. Mam tu wcześniej przygotowany wałek sprzęgłowy skrzyni (to temat na oddzielny wpis, wkrótce) i - jasne, nie pasuje... Wał m tuleję prowadzącą konwerter, a nie wałek sprzęgłowy.



Trzeba to wyjąć i założyć właściwe łożysko. Na szczęście je mamy :).



Muszę też wymienić simmering w tylnej pokrywce.



Tu już założone łożysko i pokrywka. Wyjęcie tulei było nieco bardziej pracochłonne, niż myślałem, co widać na zdjęciu.



Wrzuciliśmy silnik z powrotem na stojak, a ja wziąłem się za miskę oleju. Ma fajną blachę separującą olej od wału korbowego. Przygotowałem wszystkie śrubki.



I w ostatniej chwili przed założeniem zauważyłem lekki błysk w misce. Błysk okazał się światłem świecącym z drugiej strony miski... Podczas piaskowania cieńszy kawałek blachy (wyrdzewiały z biegiem lat) zrobił się dziurą. Tą dziurę zaspawałem. Dobrze, że teraz to wyszło, bo później sprawiłoby nieco większy kłopot. Ponieważ wszystko jest już prawie gotowe i nikt nie ma cierpliwości oddawać to jeszcze raz do piaskowania i malowania, to spawany kawałek pomaluję na mokro. Nie dowie się nikt.



Potem przygotowałem uszczelkę miski oleju.



I przykręciłem miskę. Widać malowany kawałek, na razie w podkładzie.



Odwróciłem silnik właściwą stroną do góry. Przykręciłem pompę paliwa.



Pora na dalszy ciąg zabawy - górę. Tu mamy wszystkie części potrzebne do skończenia głowic, mam też kolektor dolotowy.



Włożyłem na miejsca drążki popychaczy zaworów i przykręciłem płytki trzymające je we właściwej pozycji.



Przygotowałem uszczelkę kolektora dolotowego. Środkową część wyciąłem i położyłem tam uszczelniacz.



Mogłem teraz przykręcić kolektor.



Przykręciłem też świece.



Odwlekałem moment, w któym miałem się zająć dźwigienkami, bo wiedziałem, że nie będzie dobrze. Nie było... są mocno wytarte.



Tak mi jednak świtało, że mam w garażu dźwigienki od small blocka, które wyglądają dość podobnie. No cóż... pasują. Potem się dowiedziałem, że brytole już przetarli ten szlak :).



Różnice jakieś tam są, ale w sumie całkiem nieźle to pasuje. Dźwigienki z Chevroleta do Forda.



Skoro pasuje jedna, to i reszta będzie :). Przykręciłem wszystkie i wyregulowałem zawory.



Potem znowu zrzuciłem silnik ze stojaka na stół warsztatowy. Tym razem już na dobre, bo będę zakładał koło zamachowe i sprzęgło. Całość odnowiona, nabita nowa okładzina.



Najpierw trzeba przykręcić blachę. Ustala ona m.in. rozrusznik we właściwej pozycji.



Śrubki od koła zamachowego również są inne niż były w tym siliku - po prawej są te, co były, po lewej właściwe - od koła zamachowego pod ręczną skrzynię biegów. Skrzynię biegów Piotrek odkręcił już wcześniej, żeby przygotować ją do włożenia (ale to temat na następną historię), wtedy też odkręcił koło zamachowe i sprzęgło. I śrubki.



Przykręciłem koło zamachowe. Widać, że było planowane.



Potem użyłem przyrządu do centrowania tarcz sprzęgła i dokręciłem docisk.



Tył silnika mam gotowy.



Z przodu wcisnąłem tulejkę naprawczą na koło pasowe. Koło jest też przeciwwagą wału korbowego, widać, że dolna część jest sporym odważnikiem.



Potem przykręciłem koło już na dobre.



Na kole znacznik do ustawiania zapłonu pokrył się z ząbkami na pokrywie rozrządu.