Obudowa tylnego mostu wróciła z piaskowania. Po zdjęciu zabezpieczeń przed piaskiem i farbą i wyczyszczeniu dokładnie wnętrza mostu z resztek piasku i wytopionego podczas malowania piecowego starego oleju przykręciłem prowizorycznie tarcze kotwiczne i dorobiłem rurki hamulcowe z miedzioniklu.





Niestety okazało się po myciu, że łożysko ataku ma na jednej rolce wżery. Szkoda to tak składać, ale zanim to auto będzie normalnie jeździło, to jeszcze trochę czasu i pieniędzy minie, więc na razie musi to tak zostać. Podobnie lekkie wżery są na bieżniach łożysk kosza satelit. W sumie łożyska kosztowałyby sporo $$ a i most trzeba by ustawić. Póki co zostaje jak jest, a w razie czego można to będzie wymienić nawet bez zdejmowania mostu z auta. Plus jest taki, że koła zębate są w idealnym stanie - bałem się, że skoro łożyska mają wżery od korozji z powodu długiego przestoju samochodu, to i koła mogą mieć.



Przygotowałem wszystkie części składowe ataku do złożenia.



Włożyłem przednie łożysko (ono na szczęście nie ma żadnych wżerów, więc w razie czego w przyszłości nie trzeba będzie go ruszać) i wbiłem nowy uszczelniacz.



Następnie włożyłem wałek ataku w obudowę mostu i dokręciłem z odpowiednim momentem flanszę mostu. Ponieważ nie smarowałem na tym etapie w ogóle łożysk, bo nie chciałem pobrudzić wszystkiego dookoła, to przekręcenie wałka ataku wymagało sporo siły.



Dopiero wlanie oleju przekładniowego (w tej temperaturze o konsystencji rzadkiego miodu) i kilkukrotne pokręcenie wałkiem (które spowodowało nasmarowanie łożysk) pomogło - wałek obraca się już normalnie.



Przygotowałem kosz satelit z kołem talerzowym do włożenia.



Włożone i dokręcone odpowiednim momentem. Powinieneś też zauważyć, że półośki też już są włożone.



Włożenie półosi jest potrzebne, żeby olej się nie wylał z mostu. Zalałem ilość podaną w książce, czyli 1,1l.



Następnie przygotowałem pokrywę mechanizmu różnicowego. Była piaskowana razem z obudową mostu, więc musiałem pozbyć się piasku. Uszczelka była dorobiona już wcześniej.



Po przykręceniu pokrywy zamontowałem ocynkowane już rurki hamulcowe.





Prace przeniosły się do samochodu. Półośki zostały wyczyszczone ze starego smaru (Taunus stał na dworzu, więc smar specjalnie zostawiłem, żeby wilgoć nie spowodowała korozji), tarcze osłaniające i piasty założone.



Następnie na miejsce przykręcony został zacisk i elastyczny przewód hamulcowy. Na tym etapie przykręcona została też pompa hamulcowa i sztywne przewody hamulcowe.



Nastąpił też długo wyczekiwany moment - Ford stanął na własnych kołach.



Przynieśliśmy most na miejsce. Ciężko go było wcisnąć na miejsce, bo wyjmowany był bez tarcz kotwicznych, a wkładany już z nimi - było zdecydowanie ciaśniej. Pomogło też owinięcie go szmatami, dzięki temu się nie porysował.



I druga strona. Okazało się, że nie przewidziałem w rurkach hamulcowych, że pod nie mają wejść U-bolty trzymające most do resorów, ale dość łatwo to było poprawić bez psucia ocynku. Most został już przykręcony do resorów, założyliśmy też linkę hamulca ręcznego na miejsce.



Na deser założyliśmy bębny hamulcowe.



Przykręciliśmy amortyzatory, wał napędowy i elastyczny przewód hamulcowy.



Taunus stoi już na czterech kołach. Do skończenia układu hamulcowego zabrakło mi tylko dwóch odpowietrzników... Za to udało się jeszcze wymienić olej w skrzyni biegów.



I skończone. Układ złożony, szczęki z tyłu wyregulowane, wszystko odpowietrzone. Do tego jescze doszła wymiana oleju w silniku i regulacja zaworów. Radek przywiózł tablice rejestracyjne i zabrał auto na kołach.