Udało mi się szybko zdobyć właściwe simmeringi piast.



Włożone na miejsce, teraz łożysko ma miejsce na obracanie się.



Przygotowałem cały zestaw potrzebny do poskładania przednich hamulców. Zaciski już pomalowane, założyłłem też klocki i zestawy montażowe.



Pora na tylne hamulce. Do tarcz kotwicznych przykręciłem cylinderki hamulcowe. Śrubek brakowało, więc dobrałem pasujące, o właściwej twardości.



Oczyściłem stare szczęki hamulcowe. Nie są dużo zużyte, więc nie zamontuję nowych, tylko te. Co ciekawe, nie ma tu szczęk przednich i tylnych, jak to zazwyczaj bywa; wszystkie szczęki są jednakowe.



Złożyłem też regulatory szczęk.



Następnie trzeba to wszystko złożyć razem, co nie jest proste, bo sprężyny ciągną szczęki w jedną stronę, a spinki mocujące w drugą. W końcu jednak udało się to opanować. Tak przygotowane zestawy hamulcowe poczekają aż most będzie gotowy.



Co do mostu, to wyciągnąłem kosz satelit.



Podczas jego mycia nastąpiło przykre odkrycie - bieżnie łożysk kosza mają wżery, czyli nadają się już na złom. Takie coś dzieje się, jak samochód długo stoi - olej ścieka na dół, a reszta koroduje.



Wyjąłem też wałek atakujący z obudowy mostu. Dziwi mnie w tych fordowych mostach, że nie ma w nich praktycznie żadnej regulacji podkładkami.



Pusta obudowa. Ta breja musi być domyta, co proste nie będzie...



Glut olejowy chowa się też w pochwach półosi. To wszystko trzeba doczyścić przed piaskowaniem obudowy, żeby potem łatwo było piasek wydmuchać ze środka.



Przygotowałem też śruby mostu do ocynku.