Zamontowałem zaległe kółko pasowe alternatora.



Długo się nie mogłem zabrać za pokrywy zaworów, ale w końcu miałem na to chwilę, więc podjechałem do teścia użyć szlifierki taśmowej.



Właśnie po to, żeby wyrównać pokrywy po usunięciu napisów Brodix.



Następnie wyrównałem szlifierką kątową brzegi pokryw, żeby nie było za ostrego kantu.



Potem pokrywy zaworów pojechały do piaskowania i malowania proszkowego. Poprosiłem, żeby wierzch pokryw dość dobrze wypiaskowali, żeby wyrównał się fakturą płaszczyzny z resztą pokrywy.



Po umyciu założyłem je na silnik.



W międzyczasie przyleciały gadżety ze stanów - mocowania przewodów zapłonowych, nowa kopułka i akcesoria oraz kable zapłonowe do samodzielnego zarobienia. Standardowe sąalbo za długie albo za krótkie do tych mocowań. Oprócz tego nowe kable są czarne, jak czarny kot czarną nocą. Pasują do auta.



Założyłem nową kopułkę. Musiałem jeszcze raz przestawić aparat zapłonowy, żeby cycek pierwszego kabla zapłonowego był w standardowym dla SBC miejscu.



Odpakowałem mocowania. Bardzo fajne, solidne. Jedno z nich założyłem poglądowo na pokrywę zaworów, ale oczywiście ich miejsce jest po zewnętrznej stronie silnika :).



A tak wygląda zestaw do zrobienia kabli zapłonowych - oddzielnie osłonki, oddzielnie końcówki, oddzielnie sam przewód.



Zaciskanie końcówki nie jest w sumie trudne, najtrudniej jest to potem powciskać do osłonek.



Najpierw pozaciskałem końcówki od strony świec zapłonowych i wstępnie dociąłem kabelki od strony aparatu zapłonowego. Poskręcałem to wszystko w mocowania.



Wygląda to bardzo schludnie, na żywo jeszcze lepiej niż na zdjęciu, gdzie poniewiera się rozpoczęta przeze mnie elektryka.



Po przykręceniu mocowań i ułożeniu kabli dociąłem je dokładnie od strony aparatu zapłonowego i zarobiłem końcówki. Potem przykręciłem gaźnik i podłączyłem linkę gazu i linkę sterującą skrzynią biegów.



Założyłem też paski klinowe. Pokrywy zaworów docelowo chciałem, żeby miały znak Chevroleta, ale póki co będę nieskromny i będzie Garaż Marcina :).