No i mam nowy samochód do opieki w garażu... Córka robi prawo jazdy i przebąkiwała coś o tym, że samochód by się jej przydał. Próbowałem szukać czegoś taniego i nowszego, ale córka mieszka w strefie czystego absurdu w Warszawie, więc wszystkim tam nie wjedzie. Na tyle nowy samochód, co może tam wjechać jeszcze przez jakiś czas, jest na tyle drogi i nudny, że rzygać się chce. Przerzucaliśmy się linkami do ogłoszeń z różnymi samochodami, ale każdy był dość drogi albo z dużym silnikiem, a wiecie jak to jest ze stawkami OC dla młodego kierowcy. Ten Starlet pojawił się dość wcześnie w dyskusji, ale go zignorowaliśmy. Po pewnym czasie jednak wróciłem do niego, bo córka stwierdziła, że jest milusi, a praktycznie ma kilka zalet:
- jest to Toyota, więc po pierwszym przeglądzie to będzie jeździło i jeździło i nic nie trzeba będzie robić,
- ma silnik 999cm3, czyli stawka OC będzie niska,
- części są małe i tanie i nawet jeszcze dostępne,
- jest mały i zwinny, w sam raz do miasta,
- do strefy czystego absurdu wjedzie bez problemu, bo przecież jest bardzoekologiczny historyczny,
- jako klasyka nikt go nie chce, bo ma mały silnik i jest bardzo ubogą wersję, co dla nas przekłada się na dość niską cenę zakupu,
- ma przebieg 71000km i jest w cudownym stanie zachowania. Miał tylko naprawione w dwóch miejscach nadkola i końcówki progów, po rzeźnicku co prawda, ale do tego wrócimy za jakiś czas.
No i tak w sumie pojechaliśmy go obejrzeć, córce się spodobał, i tydzień później wróciliśmy nim do domu na kołach. A tu zdjęcia jeszcze z komisu, gdzie stał zdaje się pół roku.




Prawda, że jest uroczy? Zdecydowanie inne auto od tych, którymi zazwyczaj się zajmuję, ale jest dość śmieszny. Wersja ABC - Absolutny Brak Czegokolwiek. No dobra, ma wycieraczkę tylną :). Ale zachowany jest wspaniale, każdy plasticzek i spinka są na miejscu.
Oczywiście wymaga grubszego przeglądu, bo trochę stał, no i ma w końcu te 39 lat i sporo części jest jeszcze oryginalnych fabrycznych. Na początek zaspawałem dziurę w wydechu. Reszta wydechu jest prawie jak nowa.

No i zaczynam normalny przegląd świeżo zakupionego samochodu, czyli zaglądam w hamulce i zawieszenie. Wygląda na to, że od wyjazdu z fabryki nikogo tu jeszzcze nie było. Zacznijmy od tyłu.

Zdjąłem kapselek i zabezpieczenie piasty. Ależ to jest malutkie! Nakrętka jest na klucz 22mm.

Po zdjęciu piastobębna widać hamulce. Szczęki zużyte prawie do końca, natomiast moją uwagę zwraca nietypowa sprężyna napinająca szczęki - to ten pręt w kształcie U, czy V.

Zdjąłem szczęki.

Zostaje tarcza kotwiczna. Dość zapyziała i pełna pyłu ze szczęk. Nie chce mi się tego tu czyścić, a tym bardziej dmuchać tu sprężarką, więc to wszystko zdejmę. I tak muszę rozpiąć hamulce, żeby wymienić rurki gumowe i zmienić płyn w układzie.

Odkręciłem rurkę i tarczę kotwiczną.

Potem odkręciłem też cylinderek hamulcowy.

Cylinderek jeszcze przed demontażem siknął mi płynem w momencie, kiedy nie powinien, więc zajrzałem do środka. No tak, trochę korozji, bo długo stał. Nie ma sensu tego polerować, bo może ciut tędy puszczać płyn. Wymienię i to.

Jedną z nielicznych części, której nie mogłem znaleźć w katalogach, były te rurki hamulcowe. Dobrałem je ze Starleta nowszej generacji. Są dłuższe o kilka centymetrów i mają na końcu inny kształt niż te oryginalne rurki, więc musiałem lekko przypiłować otwory, w które wchodzą w karoserii.

Potem wziąłem to wszystko na stół w garażu.

Doczyściłem tarcze kotwiczne ile się dało. Mam już nowe cylinderki, w tej konstrukcji są lewy i prawy.

Ze starych szczęk trzeba przełożyć ramię hamulca ręcznego. To dość skomplikowany mechanizm.

Ale łatwo się go rozkłada. Tu już doczyszczony, przygotowane też są nowe szczęki.

Zrobiłem tak obie strony.

Potem przykręciłem tarcze kotwiczne do belki zawieszenia. Widać obok nowe rurki hamulcowe.

Zamontowałem szczęki ze wszystkimi sprężynkami.

W bębnie widziałem łożyska z bardzo starym, czarnym smarem. Same łożyska sa bardzo dobre i nie ma sensu ich wymieniać, więc zajmę się nimi, żeby jeszcze długo posłużyły.

Domyłem je do czysta i napakowałem nowym smarem. Co ciekawe, ktoś dorzucił świeżego smaru jakiś czas temu, ale tylko pomiędzy łożyska i w kapselek, czyli tam, gdzie zupełnie nie jest potrzebny :).

Po włożeniu łożysk zamontowałem też nowy uszczelniacz. Same bębny nie wymagają wymiany.

A tu już bęben na miejscu. Potem od wewnętrznej strony dostałem się do samoregulatorów i wyregulowałem szczęki.

Nadal jednak hamulec ręczny łapał bardzo wysoko i słabo. Muszę się dostać do regulacji linki.Jak się zdejmuje ten mieszek?

Nie spodziewałem się, że tak łatwo... Ma on dwa kawałki rzepów od dołu.

Z boku dźwigni jest zakontrowana nakrętka na lince. Dokręciłem ją trochę i ręczny jest teraz jak żyleta.

W ogóle jakie to jest proste wszystko. Jakoś lubię samochody bez konsoli środkowej. Oczywiście z tyłu, za dźwignią hamulca, musi być popielniczka dla pasażerów z tyłu, w końcu to lata 80-te i każdy pali jak smok.


Z tyłu jest zaskakująco dużo miejsca. No i ten kolor tapicerki. Lata 80-te miały świetne to, że wnętrza były kolorowe.

Z przodu też ładnie.

- jest to Toyota, więc po pierwszym przeglądzie to będzie jeździło i jeździło i nic nie trzeba będzie robić,
- ma silnik 999cm3, czyli stawka OC będzie niska,
- części są małe i tanie i nawet jeszcze dostępne,
- jest mały i zwinny, w sam raz do miasta,
- do strefy czystego absurdu wjedzie bez problemu, bo przecież jest bardzo
- jako klasyka nikt go nie chce, bo ma mały silnik i jest bardzo ubogą wersję, co dla nas przekłada się na dość niską cenę zakupu,
- ma przebieg 71000km i jest w cudownym stanie zachowania. Miał tylko naprawione w dwóch miejscach nadkola i końcówki progów, po rzeźnicku co prawda, ale do tego wrócimy za jakiś czas.
No i tak w sumie pojechaliśmy go obejrzeć, córce się spodobał, i tydzień później wróciliśmy nim do domu na kołach. A tu zdjęcia jeszcze z komisu, gdzie stał zdaje się pół roku.




Prawda, że jest uroczy? Zdecydowanie inne auto od tych, którymi zazwyczaj się zajmuję, ale jest dość śmieszny. Wersja ABC - Absolutny Brak Czegokolwiek. No dobra, ma wycieraczkę tylną :). Ale zachowany jest wspaniale, każdy plasticzek i spinka są na miejscu.
Oczywiście wymaga grubszego przeglądu, bo trochę stał, no i ma w końcu te 39 lat i sporo części jest jeszcze oryginalnych fabrycznych. Na początek zaspawałem dziurę w wydechu. Reszta wydechu jest prawie jak nowa.

No i zaczynam normalny przegląd świeżo zakupionego samochodu, czyli zaglądam w hamulce i zawieszenie. Wygląda na to, że od wyjazdu z fabryki nikogo tu jeszzcze nie było. Zacznijmy od tyłu.

Zdjąłem kapselek i zabezpieczenie piasty. Ależ to jest malutkie! Nakrętka jest na klucz 22mm.

Po zdjęciu piastobębna widać hamulce. Szczęki zużyte prawie do końca, natomiast moją uwagę zwraca nietypowa sprężyna napinająca szczęki - to ten pręt w kształcie U, czy V.

Zdjąłem szczęki.

Zostaje tarcza kotwiczna. Dość zapyziała i pełna pyłu ze szczęk. Nie chce mi się tego tu czyścić, a tym bardziej dmuchać tu sprężarką, więc to wszystko zdejmę. I tak muszę rozpiąć hamulce, żeby wymienić rurki gumowe i zmienić płyn w układzie.

Odkręciłem rurkę i tarczę kotwiczną.

Potem odkręciłem też cylinderek hamulcowy.

Cylinderek jeszcze przed demontażem siknął mi płynem w momencie, kiedy nie powinien, więc zajrzałem do środka. No tak, trochę korozji, bo długo stał. Nie ma sensu tego polerować, bo może ciut tędy puszczać płyn. Wymienię i to.

Jedną z nielicznych części, której nie mogłem znaleźć w katalogach, były te rurki hamulcowe. Dobrałem je ze Starleta nowszej generacji. Są dłuższe o kilka centymetrów i mają na końcu inny kształt niż te oryginalne rurki, więc musiałem lekko przypiłować otwory, w które wchodzą w karoserii.

Potem wziąłem to wszystko na stół w garażu.

Doczyściłem tarcze kotwiczne ile się dało. Mam już nowe cylinderki, w tej konstrukcji są lewy i prawy.

Ze starych szczęk trzeba przełożyć ramię hamulca ręcznego. To dość skomplikowany mechanizm.

Ale łatwo się go rozkłada. Tu już doczyszczony, przygotowane też są nowe szczęki.

Zrobiłem tak obie strony.

Potem przykręciłem tarcze kotwiczne do belki zawieszenia. Widać obok nowe rurki hamulcowe.

Zamontowałem szczęki ze wszystkimi sprężynkami.

W bębnie widziałem łożyska z bardzo starym, czarnym smarem. Same łożyska sa bardzo dobre i nie ma sensu ich wymieniać, więc zajmę się nimi, żeby jeszcze długo posłużyły.

Domyłem je do czysta i napakowałem nowym smarem. Co ciekawe, ktoś dorzucił świeżego smaru jakiś czas temu, ale tylko pomiędzy łożyska i w kapselek, czyli tam, gdzie zupełnie nie jest potrzebny :).

Po włożeniu łożysk zamontowałem też nowy uszczelniacz. Same bębny nie wymagają wymiany.

A tu już bęben na miejscu. Potem od wewnętrznej strony dostałem się do samoregulatorów i wyregulowałem szczęki.

Nadal jednak hamulec ręczny łapał bardzo wysoko i słabo. Muszę się dostać do regulacji linki.Jak się zdejmuje ten mieszek?

Nie spodziewałem się, że tak łatwo... Ma on dwa kawałki rzepów od dołu.

Z boku dźwigni jest zakontrowana nakrętka na lince. Dokręciłem ją trochę i ręczny jest teraz jak żyleta.

W ogóle jakie to jest proste wszystko. Jakoś lubię samochody bez konsoli środkowej. Oczywiście z tyłu, za dźwignią hamulca, musi być popielniczka dla pasażerów z tyłu, w końcu to lata 80-te i każdy pali jak smok.


Z tyłu jest zaskakująco dużo miejsca. No i ten kolor tapicerki. Lata 80-te miały świetne to, że wnętrza były kolorowe.

Z przodu też ładnie.
