Zajmiemy się też paroma drobiazgami pod maską, jak to zawsze wypada zrobić w świeżo zakupionym samochodzie. Inne rzeczy opiszę później, teraz popatrzmy na układ paliwowy.

Żeby się do czegokolwiek dostać, trzeba zdjąć obudowę filtra powietrza.

Epoka auta jest taka, że wciąż tu oczywiście mamy gaźnik, ale japończycy już w latach 80-tych zaczęli bawić się z podciśnieniami. Tu na szczęście dość oszczędnie, bo gaźnik ma zaledwie kilka puszek podciśnienia, nie tak jak np. Honda z lat 90-tych, gdzie rurek podciśnienia jest więcej niż kabli na silniku.
Rzuciłem okiem na rurki paliwowe i stwierdziłem, że trzeba by je wymienić, bo nie wyglądają na godne zaufania.

Zdjąłem je wszystkie, aż do sztywnej rurki idącej pod podwoziem.

Przygotowałem rurki przycięte na wzór ze starych. Przy okazji założę też nowy filtr paliwa.

A tu już rurki wymienione. Została ta przy zbiorniku paliwa, ale tam zajrzę później.

Gaźnik jest nieco zabrudzony, tak, jakby gdzie niegdzie sączyło się paliwo. Postanowiłem go zdemontować i przejrzeć. Odpiąłem linkę gazu. Linka ssania przykręcona jest do jednego z siłowników podciśnienia, więc zdemontuję ją razem z nim, żeby później nie musieć jej regulować.

Odpiąłem te podciśnienie, które idzie do siłownika z linką ssania.

Potem odpiąłem całą resztę i zdjąłem gaźnik. Pod nim mamy przekładkę izolującą, z wyjściem cieczy chłodzącej z kolektora dolotowego, przez tą przekładkę do rurki idącej w dół, do pompy wody. Uszczelki tu to oczywiście wspomnienie. Kolektor już trochę wytarłem, dlatego nie jest aż taki brudny.

A tu kolektor wyczyszczony ciut bardziej, pozbyłem się też resztek uszczelki.

Gaźnikiem zajmę się na warsztacie. Najbardziej zaskoczyło nie to, że litrowy silniczek ma dość skomplikowany, dwugardzielowy gaźnik.

Widać, że jest w niezłym stanie, ale ciut zapyziały.

Zaczynam go rozkładać. Nie rozbiorę go zupełnie, bo nie ma sensu go aż tak odnawiać, to będzie po prostu dokładniejszy przegląd.

Zdjąłem ramię pompki przyśpieszacza.

Poodpinałem kilka cięgien. Jest ich w tym gaźniku cała masa.

Odkręciłem puszkę podciśnienia i zdjąłem te cięgna.

Odkręciłem ramię ssania, do niego podłączona była linka.

Dobiorę się teraz do pokrywy. Widać w środku sporo czarnego osadu.

W środku nawet czysto. No i ładne, aluminiowe odlewy.

Zdemontowałem tłoczek pompki przyśpieszacza i pływak paliwa.

W środku przykręcone są rozpylacze. Po lewej wyciągnięty już zaworek pompki przyśpieszacza, czyli kulka z ciężarkiem.

Wykręciłem też dyszę z otworu obok.

A potem i rozpylacze.

Porwały mi się uszczelki.

Z drugiej strony gaźnika mam ramię, którym jeden z siłowników podciśnienia (chyba od ssania) lekko podnosi obroty. Ramię jest przykręcone do osi pierwszej przepustnicy. Dwa korki w komorze pływakowej dają dostęp do dysz paliwowych.

Wszystko to odkręciłem.

Przez otwory mam już dostęp do dysz.

A tu widok na nie z góry, z komory pływakowej.

Pora na oddzielenie korpusu od płytki z przepustnicami. Od góry mam dwie śruby.

I od dołu kolejne dwie, z czego jedna jest z otworem w środku na wylot. Dysza składu mieszanki widoczna po lewej jest fabrycznie zabezpieczona, a serwisówka (która co prawda opisuje inny gaźnik, nie wiem czemu), podaje, że dysze są gabrycznie kalibrowane w fabryce i ręce od nich precz, amatorze! Kolejna ciekawostka to to, że ta część gaźnika jest żeliwna.

Zdjąłem środkową część gaźnika.

Przy przepustnicach też trochę czarnego osadu. Dalej jednak nie będę rozkręcał gaźnika. No i przypominam - to jest gaźnik z litrowego silnika, a ma dwie gardziele. Nie mówię już o Fordach, którymi się zajmuję, gdzie nawet 1.7 miały pojedyńczy gaźnik, ale w USA trafiały się przecież kilkulitrowe silniki z pojedyńczą gardzielą :).

A tu dobrze widać jak zabrudzony jest gaźnik.

Rozkręcone.


Żeby się do czegokolwiek dostać, trzeba zdjąć obudowę filtra powietrza.

Epoka auta jest taka, że wciąż tu oczywiście mamy gaźnik, ale japończycy już w latach 80-tych zaczęli bawić się z podciśnieniami. Tu na szczęście dość oszczędnie, bo gaźnik ma zaledwie kilka puszek podciśnienia, nie tak jak np. Honda z lat 90-tych, gdzie rurek podciśnienia jest więcej niż kabli na silniku.
Rzuciłem okiem na rurki paliwowe i stwierdziłem, że trzeba by je wymienić, bo nie wyglądają na godne zaufania.

Zdjąłem je wszystkie, aż do sztywnej rurki idącej pod podwoziem.

Przygotowałem rurki przycięte na wzór ze starych. Przy okazji założę też nowy filtr paliwa.

A tu już rurki wymienione. Została ta przy zbiorniku paliwa, ale tam zajrzę później.

Gaźnik jest nieco zabrudzony, tak, jakby gdzie niegdzie sączyło się paliwo. Postanowiłem go zdemontować i przejrzeć. Odpiąłem linkę gazu. Linka ssania przykręcona jest do jednego z siłowników podciśnienia, więc zdemontuję ją razem z nim, żeby później nie musieć jej regulować.

Odpiąłem te podciśnienie, które idzie do siłownika z linką ssania.

Potem odpiąłem całą resztę i zdjąłem gaźnik. Pod nim mamy przekładkę izolującą, z wyjściem cieczy chłodzącej z kolektora dolotowego, przez tą przekładkę do rurki idącej w dół, do pompy wody. Uszczelki tu to oczywiście wspomnienie. Kolektor już trochę wytarłem, dlatego nie jest aż taki brudny.

A tu kolektor wyczyszczony ciut bardziej, pozbyłem się też resztek uszczelki.

Gaźnikiem zajmę się na warsztacie. Najbardziej zaskoczyło nie to, że litrowy silniczek ma dość skomplikowany, dwugardzielowy gaźnik.

Widać, że jest w niezłym stanie, ale ciut zapyziały.

Zaczynam go rozkładać. Nie rozbiorę go zupełnie, bo nie ma sensu go aż tak odnawiać, to będzie po prostu dokładniejszy przegląd.

Zdjąłem ramię pompki przyśpieszacza.

Poodpinałem kilka cięgien. Jest ich w tym gaźniku cała masa.

Odkręciłem puszkę podciśnienia i zdjąłem te cięgna.

Odkręciłem ramię ssania, do niego podłączona była linka.

Dobiorę się teraz do pokrywy. Widać w środku sporo czarnego osadu.

W środku nawet czysto. No i ładne, aluminiowe odlewy.

Zdemontowałem tłoczek pompki przyśpieszacza i pływak paliwa.

W środku przykręcone są rozpylacze. Po lewej wyciągnięty już zaworek pompki przyśpieszacza, czyli kulka z ciężarkiem.

Wykręciłem też dyszę z otworu obok.

A potem i rozpylacze.

Porwały mi się uszczelki.

Z drugiej strony gaźnika mam ramię, którym jeden z siłowników podciśnienia (chyba od ssania) lekko podnosi obroty. Ramię jest przykręcone do osi pierwszej przepustnicy. Dwa korki w komorze pływakowej dają dostęp do dysz paliwowych.

Wszystko to odkręciłem.

Przez otwory mam już dostęp do dysz.

A tu widok na nie z góry, z komory pływakowej.

Pora na oddzielenie korpusu od płytki z przepustnicami. Od góry mam dwie śruby.

I od dołu kolejne dwie, z czego jedna jest z otworem w środku na wylot. Dysza składu mieszanki widoczna po lewej jest fabrycznie zabezpieczona, a serwisówka (która co prawda opisuje inny gaźnik, nie wiem czemu), podaje, że dysze są gabrycznie kalibrowane w fabryce i ręce od nich precz, amatorze! Kolejna ciekawostka to to, że ta część gaźnika jest żeliwna.

Zdjąłem środkową część gaźnika.

Przy przepustnicach też trochę czarnego osadu. Dalej jednak nie będę rozkręcał gaźnika. No i przypominam - to jest gaźnik z litrowego silnika, a ma dwie gardziele. Nie mówię już o Fordach, którymi się zajmuję, gdzie nawet 1.7 miały pojedyńczy gaźnik, ale w USA trafiały się przecież kilkulitrowe silniki z pojedyńczą gardzielą :).

A tu dobrze widać jak zabrudzony jest gaźnik.

Rozkręcone.
