Po pewnym czasie Saab do mnie wrócił... na lawecie. Nagle zaczął nierówno chodzić na wolnych obrotach, nie miał siły na wyższych, strzelał w gaźnik, mocno się nagrzał. Poradziłem właścicielowi szybkie czyszczenie gaźnika, ale nie pomogło. Stąd laweta. Po przyjeździe do mnie uznałem, że najprawdopodobniej brudy ze zbiornika paliwa (samochód długo stał przed zakupem) dostały się do gaźnika i przytkały dysze - stąd uboga mieszanka, strzelanie w gaźnik i grzanie się silnika. Hipotezę wsparły zeznania Piotra, że czyścił nawet filtr paliwa, bo się bardzo brudził. Na pierwszy ogień poszło zatem rozłożenie i wyczyszczenie gaźnika.



W komorze pływakowej było sporo brudu, więc hipoteza się sprawdziła. Tu już nieco wylałem tego, żeby dostać się do dysz.



Nawet pod membranką pompki przyśpieszacza zebrało się sporo osadu.



Rozłożyłem gaźnik jeszcze trochę. Dalej nie ma potrzeby, jest w sumie prawie nowy.



Wykręciłem jeszcze dyszę wolnych obrotów.



I wykręciłem filterek z gaźnika - tu widać ile się zebrało na nim syfu. Potem wrzuciłem wszystko do myjki ultradźwiękowej.



Mycie gaźnika to jednak tylko likwidacja skutków, trzeba jeszcze zająć się przyczyną. Czyli wyjąć zbiornik... On gdzieś tam jest :).



Po wyjęciu wykładziny i sklejki spod niej widać już zbiornik.



Trzeba odpiąć kabelki i odkręcić pasy go mocujące.



Pod tylnym siedzeniem jest rurka idąca do komory silnikowej. Ją odpiąłem oczywiście dopiero po zlaniu paliwa ze zbiornika.



I jeszcze od strony koła trzeba odczepić rurę wlewową i odpowietrzającą, one idą do korka wlewu paliwa na błotniku tylnym. Te rurki musiałem też wymienić, bo były sparciałe i popękane.



Teraz już mogłem wyjąć zbiornik z samochodu.



W środku rzeczywiście jest sporo brudu z rdzy na dnie. Nalot na ściankach też się do tego dokłada... W tym momencie do prac włączył się właściciel, który w pocie czoła nawrzucał tam masę śrubek, powytrząchał całość ile się dało i zlał powstałe błoto do miski. Nie zrobiłem niestety zdjęcia, ale były tego ze trzy pełne garście rdzawego błota. Potem oczywiście sporą rozrywką było wyłuskanie ze środka śrubek... Całość niestety z pełną świadomością jest tylko połową sukcesu, bo gródź pośrodku zbiornika nie pozwala na wyczyszczenie jego całości, ale zrobiliśmy ile się dało.



Po złożeniu baku i gaźnika silnik nadal nie chciał dobrze chodzić. Wykręciliśmy świece, a tam - kolejny skutek ubogiej mieszanki. Nic dziwnego, że nie chciał chodzić równo. Co ciekawe, tylko ta najbardziej stopiona świeca nie działała, dwie kolejne, również stopione, czasem dawały iskrę.



Po wymianie świec było dużo lepiej, ale jeszcze wymieniliśmy kable zapłonowe, co dało już zupełny sukces.
Sukces starczył na kilka kilometrów. Znowu to samo, czyli nierówna praca i strzelanie w gaźnik. Bawiliśmy się tak jeszcze przez dwa dni, czyszcząc gaźnik i filtr paliwa. W międzyczasie jeszcze raz zlałem paliwo z baku, i przepłukałem go wlewając benzynę z wykręconym z niego korkiem spustowym. To też jeszcze trochę syfu ze zbiornika wypłukało. Ostatecznie udało się doprowadzić samochód do stanu sprawności, z założeniem, że czyszczenie gaźnika jeszcze kilka razy być może trzeba będzie powtórzyć...