Przyjechał do mnie taki oto Willys. Oczywiście jechał bezdrożami i dopiero ostatni kawałek przede mną wjechał na asfalt, ale z niesmakiem.



Jest to Willys (jeszcze nie Jeep!) z 1953r.



Mam tu zrobić ogólny przegląd i kilka rzeczy ogarnąć. Zaczynam od silnika. Na pierwszy rzut oka widzę rurę dolotu do wymiany, więc zamówiłem nową na później.



Widzę też, że jedna z rur chłodzenia jest mocno sparciała.



To od razu wymieniłem, bo mam zapas takich rzeczy.



Właściciel narzekał też na problemy z gaźnikiem - podobno nigdy nie chodził dobrze, mimo regeneracji w pewnym momencie. Zaczynam od otwarcia pompy paliwa i dokładnego jej czyszczenia.



Bo tu pompa paliwa jest bardzo starego typu, ze zdejmowaną szklaną komorą.



Potem wziąłem się za gaźnik. Przede wszystkim otworzyłem go i przeczyściłem, ale to nic nie pomogło.



W komorze pływakowej też trochę osadu.



Tu już trochę lepiej. Okazało się też, że w samochodzie były części gaźnika pozostałe po regeneracji. Ponieważ silnik naprawdę źle pracował na tym gaźniku, zacząłem grzebać w dyszach. Okazało się, że podczas regeneracji wstawione były nowe dysze, a stare są w pudełku w aucie. Tyle tylko, że te stare mają zupełnie inne rozmiary niż nowe... Na początek zmieniłem główną dyszę paliwową i metering rod, co spowodowało już lepszą pracę silnika, ale nadal nie było idealnie. Ostatecznie wymieniałem kolejne dysze i robiłem jazdę testową, i po każdej wymianie silnik pracował dużo lepiej. Nie wymieniłem części, które były identyczne nowe i stare, ale trochę tych dysz jednak zmieniłem. Mam taką hipotezę, że gaźnik źle działał, bo był już brudny i miał przytkane dysze. Ktoś go zregenerował wymieniając wszystko jak leci, co było w zestawie, ale wtedy źle działał dalej, bo miał źle dobrane dysze. W każdym razie na koniec jest zdecydowanie lepiej.



Musiałem też się zmobilizować do regulacji zaworów. Tu nie jest tak łatwo, bo to silnik dolnozaworowy, dostęp do nich jest z boku bloku, ale zasłonięty kolektorami. Mniej więcej tak jak widać, tak jest. Wygodnie nie będzie.



Najtrudniej było wyjąć pokrywę boczną, bo musiałem odkręcić rurkę paliwową, żeby ją przełożyć, ale potem zaskakująco dobry dostęp był do regulacji.



Po wyregulowaniu zaworów (a już trzeba było, luzy były inne niż trzeba), największą trudnością okazało się założenie pokrywy tak, żeby uszczelka była na swoim miejscu. Próbowałem wielu sztuczek, z klejem do uszczelek włącznie. Łatwo nie było :).



Otworzyłem też filtr powietrza, który jest tu mokry, czyli powietrze przepływa przez obudowę na dnie której jest olej. Tu widać to dno właśnie, teraz już wyczyszczone, ale był tu niezły szlam z oleju i kurzu.



A tak powinno to wyglądać. Przy każdej wymianie oleju to powinno być wyczyszczone i nalany świeży olej.



Wymieniłem też olej w silniku, razem z filtrem. Filtr pasuje do ciągnika Massey Fergusson i jakiegoś Mercedesa. Niezła różnorodność aplikacji :).



Filtr oleju jest na zewnątrz silnika, nawet nie wiem, czy nie jest bocznikowy, czyli nie cały olej jest filtrowany, a tylko jego część - ale tego nie jestem pewien. W każdym razie puszka filtra ma oddzielny korek spustu oleju, żeby z niej też można było zlać stary olej - tu do tego prostokątnego pojemnika.



A tu już nowy filtr na miejscu i nalany olej do obudowy. Widać też po lewej nową rurę dolotu powietrza, bo wreszcie przyszła.



Wymieniłem też gumę osłaniającą wybieraki reduktora.



Nie działał też wskaźnik poziomu paliwa. Okazały się dwie rzeczy - raz, że miał oporności zupełnie niepasujące do wskaźnika (sam czujnik jest z Żuka czy z czegoś takiego), a dwa - że miał utopiony pływak.



Znalazłem czujnik o prawie właściwej oporności, ale pozwalający na prawie prawidłowe działanie wskaźnika. Z całego zestawu musiałem go dość mocno skrócić do stanu widocznego po lewej.



A tu już zamontowany. Ciekawostką jest to, że zbiornik paliwa jest tu pod fotelem kierowcy.