Po wyschnięciu i stwardnieniu farby dokręciłem głowice. Teraz już nie musiałem się martwić, że olej ze śrub mi popsuje pomalowaną powierzchnię.



Przykręciłem zestawy dźwigienek zaworowych.



Od razu ustawiłem też luzy zaworowe.



Kolektor dolotowy od spodu kiepsko mi się czyściło, więc lekko przejechałem go piaskiem.



Po frezowaniu głowic i kolektora jego uszczelka przestaje pasować. Trzeba wyciąć całą środkową część.



Walczyłem przez dobrą chwilę, żeby te korkowe kawałki pomiędzy głowicami mi nie uciekały, ale się poddałem. Zrobiłem na wzór small block chevy - zamiast tych korków po prostu warstwa uszczelniacza.



Następnie chciałem przykręcić kolanko płynu chłodzącego, które widać już przykręcone na zdjęciu.



Ale niestety pękło :(



Nie zniechęcony zabrałem się za pokrywy zaworów. Doczyściłem ich wewnętrzną stronę i założyłem na auto.



To był już moment na włożenie silnika. Przyprowadziłem auto bliżej garażu.



W komorze silnika jest trochę zamieszania :)



Silnik już przygotowany. Otwory w kolektorze dolotowym zatkane szmatami, żeby mi żaden kot tam nie wpadł, czy co...



Tu nastąpił pewien zonk. Okazało się, że koło zamachowe nie nadaje się do założenia (o czym za chwilę). Nie miałem jak założyć skrzyni, bo i tak potem musiałbym ją zdejmować. Wrzuciłem silnik do auta i przywiązałem go mocno do pasa przedniego, żeby nie opadł za bardzo do tyłu. Ile się dało założyłem - pompę wspomagania, alternator, jedną rurę wydechową...



Koło zamachowe miało głębokie pęknięcia, miejscami też było fioletowe. Ewidentny dowód na spalone kiedyś sprzęgło. Nie można tego tak założyć, bo będzie szarpało przy ruszaniu. Te koło zresztą stwierdziłem, że się nie nadaje, bo ma bardzo głębokie te pęknięcia.



Tomek przywiózł drugie. Miał je po drodze dać do splanowania, ale z tego zrezygnował. Tłumaczył się gęsto, że pod rdzą wyglądało dobrze... Musiałem to sprawdzić. Wyciągnąłem przenośne urządzenie do regeneracji zardzewiałych kół zamachowych, czyli szlifierkę kątową ze szczotką drucianą. Cytryn i Gumiak (https://www.facebook.com/CytrynGumiak) regenerujo :). Efekty okazały się zadowalające.



Płaszczyzna może i ok, ale wieniec zębaty niestety był dość mocno zjechany. Zdjąłem wieńce z obu kół (te stare miało wieniec w porządku). Koło docelowe powędrowało na 2 godziny do zamrażarki, a wieniec potem na 15 minut do piekarnika. Nie muszę chyba pisać jak bardzo była zachwycona moja żona? Pod koniec pieczenia wrzuciłem wieniec na koło zamachowe. Myślałem, że będę musiał dobić wieniec żeby wszedł na miejsce, ale tak dobrze zamroziłem/upiekłem części, że wieniec wpadł tak luźno, że mogłem go jeszcze przez chwilę obracać na kole.



Potem nastąpił mroczny czas, czyli łażenie w kanale i podłączanie wszystkiego pod spodem auta - sprzęgła, skrzyni biegów, linki prędkościomierza, czujnika wstecznego, wału napędowego, rozrusznika i drugiego wydechu (ten drugi specjalnie zostawiłem na później, żeby wygodniej było manewrować skrzynią i wałem). Z tego etapu nie mam fot tylko mokre nogi.
Następnie zamontowałem chłodnicę i wisko z wiatrakiem, oraz osłonę chłodnicy, która okazała się nie pasować, bo jest od innego rodzaju chłodnicy. Przykręciłem też zbiorniczek wyrównawczy oraz dolny wąż chłodnicy. Potem próbowałem założyć wtryski, ale okazało się, że wszystkie mają za luźne uszczelniacze. Dobra, od czego mam zapasy na czarną godzinę i 5 kompletów wtrysków? :) W każdym razie przed założeniem sprawdziłem, czy wtryski nie leją - podłączyłem pompę paliwa do akumulatora, założyłem wtryski na przewody i uchylając klapę przepływomierza puściłem przez nie paliwo. Nie lały. Za bardzo :)



Potem podłączyłem zapomniany wcześniej wężyk ciśnienia oleju. Pewnie bym o nim pamiętał po pierwszym odpaleniu silnika, nerwowo obserwując wskaźnik :). Podłączyłem też wtryski, łącznie z rozruchowym, oraz regulator termiczny ciśnienia paliwa. Przykręciłem też kolanko cieczy chłodzącej, ale niestety urwałem czujnik temperatury sterujący regulatorem ciśnienia paliwa. Znowu musiałem sięgnąć do zapasów na czarną godzinę :).



Jeszcze tylko rzut oka na wyczyszczoną przepustnicę.



I tak to wygląda poskłądane. Niestety parownik od gazu był podłączony równolegle z nagrzewnicą, co uniemożliwiło ukrycie tych dwóch węży idących na wierzchu airboxa.