Jak już udało się zorganizować transport i silnik trafił do mnie, to zaczął stanowić pewien problem. Ciężko jest samemu przesuwać taki kloc, który i tak nigdzie się nie mieści. Stwierdziłem, że trochę go rozkręcę, to i stan się oceni, i na półkach jakoś rozprowadzi...
Tak to wyglądało tuż po przywiezieniu. Szału nie robi, ale może źle nie będzie...



Na początek odłożyłem skrzynię gdzieś na bok. Konwerter ma jakieś niewielkie rysy, jeszcze nie wiem co z tym, póki co idzie to wszystko do archiwum. Silnik zacząłem ogałacać ze wszystkich drobnych pierdułek. Tu akurat widać zdjęte kolektory wydechowe.



Tu już trochę mniej rurek. Teraz kolej na pokrywy zaworów. Co ciekawe od lat '50 ten silnik bardzo niewiele się zmienił. Mam plan zrobienia mu pokryw zaworów albo oryginalnych, albo udających oryginalne "Oldsmobile Rocket". O ile coś z tego będę robił, ale znając życie pewnie tak.



No ładny smar pod spodem :) Dłuuuuugo musiał być olej niezmieniany. Szkoda. Z drugiej strony stanowi to ładną konserwację :)



Tu też wszystko uświnione przechodzonym olejem. Widać po braku regulacji zaworów, że silnik jest na hydraulice.



Tu jedna ze śrub trzymających dolot. Trochę się zaczynam martwić, że kupiłem gruza :)



Udało się zdjąć kolektor.



Od spodu nie wygląda tak źle...



Bo pod nim jest pełna uszczelka. Ona wygląda źle, cała obrośnięta tym smarem.



Tu nawet w miarę czysto, jeśli się przymknie oczy :)



Dźwigienki zaworowe i drążki popychaczy zdjęte.



Odłożyłem toto do pudełka do późniejszego umycia.



Widać ile tego starego asfaltu wszędzie jest nawalone. Dzięki temu silnik nie zardzewiał w środku, ale nie za dobrze to świadczy o poprzednim właścicielu... to znaczy tym, który tym jeździł, a nie przechowywał.







Próbowałem zajrzeć do wałka rozrządu, żeby jakoś ocenić jego stan, ale za wiele to tu nie widać... Fajnie wyglądają te resztki metalu odlane na brzegach formy.



Następnie zdjąłem głowice. Nie zrobiłem im zdjęć, bo strasznie są ciężkie te kotwice, ale zanim odłożyłem na półkę, to sprawdziłem - wyglądają nieźle, jest szansa, że mało pracy będzie potrzeba w nie włożyć.



Progi mało wyczuwalne, ale jednak są. Tłoki z wgłębieniem... Jeśli będę cokolwiek z tym robił, to może się uda dorwać płaskie tłoki, żeby stopień sprężania nieco poprawić?



Potem ogołociłem przód silnika z drobiazgów - pompy wody (wygląda na sprawną), paliwa (tu cholera wie...) oraz kół pasowych (koło pasowe wału jest niestety nieco zgięte).

I tu dla mnie ciekawostka - pokrywa rozrządu to płaska blacha, cały łańcuch siedzi sobie w środku odlewu silnika.



Zastanawia mnie tylko co robił w jednym cylindrze olej...



Potem przewiązałem silnik pasem i podniosłem go wyciągarką (jedna z lepszych inwestycji garażowych) na stojak. Dalej się już go na podłodze rozkręcać nie dało (no dobra, może i dało, ale niewygodnie było), poza tym tyle to już jakoś po podłodze dałem radę przesunąć.



Po odkręceniu korka oleju jakże niemiły widok - woda. i to na tyle sporo, że aż zdążyłem po aparat sięgnąć i zrobić zdjęcie. Plus jest taki, że woda zawsze na dnie miski jest, bo olej sobie po niej pływa. Dzięki temu rdza jest ograniczona do minimum... jeśli tylko w misce jest olej. Tu na szczęście był. No moze oleju było mało, bo po chwili zamiast oleju zaczął kapać oleisty glut.



Odkręciłem też korki spustu płynu chłodzącego, żeby zobaczyć... nic :) Musiałem dopiero osad wydziabać śrubokrętem :) Oj będzie wesoło doczyścić płaszcz wodny. Widać też dziurawy jak sito brok.



W oczekiwaniu na kapanie tego gluta z miski olejowej odkręcilem jeszcze adapter i filtr oleju.



A następnie koło z wału korbowego. widać, że silnik jest wyważany róznież na zewnątrz - niesymetryczne koło. Zdziwiłem się brakiem tłumika drgań harmonicznych, co zazwyczaj jest standardem w V8.



Tu oczywiście znowu się cieszyłem z narzędzia. Używam rzadko, ale jak już używam... :)





Tu zaskoczenie - łańcuch rozrządu był tak luźny, że niemalże mógłbym go zdjąć z kół zębatych nie odkręcając ich! ciekawe ile setek tysięcy km ma ten silnik przelatane... ale chyba dużo.



Tu widać jak luźno zwisa łańcuch rozrządu. Musiał mieć świetne parametry ten silnik z tak przesuniętymi fazami rozrządu :)



I kółka zdjęte. Widać zaślepki kanałów olejowych.



Tu pałeczkę w rozkładaniu silnika przejął Trefl. Ja byłem zajęty przekładaniem silnika w swojej Hodzie (tfu, !@#$%^& przedni napęd), poza tym napalił się na użycie tego silnika w swoim Shoeboxie.
Miska olejowa nieco pogięta, ale tragedii nie ma :)



Tu w zasadzie dokładnie to, czego się spodziewałem - glut z wodu i oleju. Na szczęście wszystko się rusza i nie jest zardzewiałe.



Widać ogromną radość człowieka, który zdaje sobie sprawę, że ten syf w misce olejowej ktoś będzie musiał domyć :)



W międzyczasie poszły do śmieci broki. Tak, jak pisąłem wcześniej - w płaszczu wodnym jest wesoło... A przy okazji - widzisz ten dyskretny napis oznaczający pojemność silnika?



Wał byłby całkiem spoko, gdyby kiedyś się do oleju jakiś syf nie dostał. Są rysy i szlif jednak będzie konieczny.



Na panewkach oczywiście też są rysy, ale widać też, że panewki też już swoje przeszły. Co ciekawe na korbowodach są nabite punkty oznaczające który z kolei to jest zestaw, czyli nie jesteśmy pierwsi w tym silniku. Niestety, "nasi" tam byli :)



Panewki główne (i oczka wału oczywiście) również przeorane jakimś piachem z oleju.



Niewiele widać przez olej, ale rysy na wale są. Ku mojemu zmartwieniu jest to silnik ze starszym typem uszczelnienia tyłu wału - na sznur. Jeszcze zobaczę, czy tak to zostawimy, chciałbym tu mieć wyfrezowany otwór na simmering, ale jakoś mało miejsca zostaje do tego kołnierza na wale korbowym.
Przy górnym kołku ustalającym stopki wału widać ukruszony kawałek tejże stopki. Kiepsko, mimo, że to dość mało istotny element, to jednak to trzeba będzie naprawić.



Tu go widać trochę lepiej.



Blok prawie pusty. Otwór po aparacie zapłonowym niestety skorodowany. Szmata tam włożona uchroniła co prawda silnik przed wlatywaniem tamtędy kurzu, ale niestety niewiele to zmieniło, a szmata zaszła wilgocią i spowodowała tą rdzę.



Potem jeszcze Trefl wyjął popychacze zaworowe (które bez walki się nie poddały).