Jakiś czas temu odezwał się do mnie pewien Piotr, że ma Capri do poskłądania i potrzebuje pomocy w paru kwestiach. Początkowo miałem ochotę uciekać do Panamy, bo okazało się, że samochód jest w częściach, po blacharce, sporo rzeczy jest pogubionych i w ogóle lekko nie jest. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby jednak się podjąć czegokolwiek przy tym aucie, ale stało się. Pewnego dnia Piotr przywiózł do mnie... złom. A zasadzie niewiele więcej :)
Tyle tyle i aż tyle. Było do tego kilka części luzem, ale niewiele. Ponieważ jednak mosty do Capri nie leżą na każdym autoszrocie za 30zł/sztuka, miałem zielone światło, żeby robić cokolwiek, żeby przywrócić go do stanu świetności. Na szczęście koła zębate nie były zardzewiałe, również ośka satelit nie miała luzów. To już jest jakiś punkt wyjścia.
Na talerzu przekładni widać opisane przełożenie - 3.69:1.
Łożyska półosi chrupały podczas ich obracania, więc trzeba było je wymienić. Zastosowałem środki przymusu bezpośredniego w postaci palnika, niestety bezskutecznie. Trzeba było je ciąć.
Łożyska wałka ataku były w bardzo ładnym stanie, wszystkie rolki idealne, wystarczyło je dokładnie umyć z błota olejowego, które było wewnątrz mostu.
Obudowa mostu została wypiaskowana i pomalowana proszkowo. Po bardzo, bardzo, bardzo dokładnym myciu piasku ze środka zacząłem to składać. Nabiłem nowy uszczelniacz przedni.
Następnie skręciłem wszystkie elementy wałka ataku. Następny punkt programu to mechanizm różnicowy z kołem talerzowym. Tu niestety łożyska kosza satelit były dość mocno skorodowane i nienadawały się do ponownego użycia. Zostały wymienione.
Mechanizm róznicowy włożóny na miejsce i dokręcony z odpowiednim momentem. Białe coś na kole talerzowym to smar montażowy - zaraz będę obracał całością, żeby sprawdzić jak obie zębatki pracują względem siebie.
Wzór przylegania idealny. Może i ten smar nie jest dedykowanym środkiem do sprawdzania tego, ale działa :)
Po pełnym sukcesie z mechanizmem różnicowym przygotowałem tarcze kotwiczne. One również są wypiaskowane i pomalowane proszkowo.
Najlepsze jest to, że śrub do tego nie było w częściach, które do mnie przyjechały i musiałem je zdobyć, żeby móc poskładać to w całość. Razem z tarczami kotwicznymi na miejsce trafiły półosie, już z nowymi łożyskami.
Praktycznie wszystko wewnątrz bębnów dokupiłem, bo nie miałem żadnej części do dyspozycji.
Nowe są również cylinderki. Tu już hamulce są złożone na gotowo.
Nowe są również gumki osłaniające dźwigienki hamulca ręcznego wystające z tarcz kotwicznych.
Założyłem również bębny hamulcowe. Żeby nie było za łatwo, pierwsze podejście zakończyło się porażką, bo bębny były za małe... dopiero potem dokupiłem właściwe bębny, odczekałem swoje zanim zostały pomalowane proszkowo, aż wreszcie mogłem je zamontować. Trytytki przytrzymują bęben, żeby nie spadł. W tle widać zamontowane końcówki stabilizatora - tam też są nowe gumy, śrub nie było w zestawie, również zostały dokupione.
Pokrywa mostu to też dłuższa historia. Po pierwszym piaskowaniu okazało się, że ma dziury na wylot. Dziury zostały zaspawane. Znowu piaskarnia. Znowu dziury... i znowu spawanie. Potem malowanie i założenie nowej gumki (poliuretan widoczny po lewej stronie zdjęcia) trzymającej pręt mechanizmu hamulca ręcznego.
Most już zalany właściwym olejem. W tej pozycji (ryjkiem do dołu) wisiał przez dobę, żebym miał pewność, że nie cieknie.
Tu już widać efekt końcowy, bo nie ze wszystkich etapów prac miałem dobre zdjęcia. Stabilizator i jego mocowania pomalowane, nowe gumy mocujące, z tyłu widać nową linkę hamulca ręcznego.
I od lewej strony - pręt hamulca ręcznego; widać dorobioną przeze mnie rurkę hamulcową. Srytytki trzymają linkę hamulca na czas transportu i przechowywania.
Gotowa pokrywa mechanizmu różnicowego. Nie powstrzymałem się przed naklejeniem logo :).
I prawa strona. Tu dorobiłem jeszcze drugą, krótką rurkę hamulcową. Całość dopełnia nowy hamulcowy przewód elastyczny.
I most tylny w całej okazałości. Jak na materiał wejściowy, to śmiem twierdzić, że nieźle wyszło.
Po pamiątkowych zdjęciach, gratulacjach, owacjach na stojąco i szampanie nastąpiło pakowanie mostu do transportu.
Prawdopodobnie ciąg dalszy nastąpi, bo auto obecnie wygląda jakoś tak. Następny odcinek poświęcony będzie zawieszeniu przedniemu.
Tyle tyle i aż tyle. Było do tego kilka części luzem, ale niewiele. Ponieważ jednak mosty do Capri nie leżą na każdym autoszrocie za 30zł/sztuka, miałem zielone światło, żeby robić cokolwiek, żeby przywrócić go do stanu świetności. Na szczęście koła zębate nie były zardzewiałe, również ośka satelit nie miała luzów. To już jest jakiś punkt wyjścia.
Na talerzu przekładni widać opisane przełożenie - 3.69:1.
Łożyska półosi chrupały podczas ich obracania, więc trzeba było je wymienić. Zastosowałem środki przymusu bezpośredniego w postaci palnika, niestety bezskutecznie. Trzeba było je ciąć.
Łożyska wałka ataku były w bardzo ładnym stanie, wszystkie rolki idealne, wystarczyło je dokładnie umyć z błota olejowego, które było wewnątrz mostu.
Obudowa mostu została wypiaskowana i pomalowana proszkowo. Po bardzo, bardzo, bardzo dokładnym myciu piasku ze środka zacząłem to składać. Nabiłem nowy uszczelniacz przedni.
Następnie skręciłem wszystkie elementy wałka ataku. Następny punkt programu to mechanizm różnicowy z kołem talerzowym. Tu niestety łożyska kosza satelit były dość mocno skorodowane i nienadawały się do ponownego użycia. Zostały wymienione.
Mechanizm róznicowy włożóny na miejsce i dokręcony z odpowiednim momentem. Białe coś na kole talerzowym to smar montażowy - zaraz będę obracał całością, żeby sprawdzić jak obie zębatki pracują względem siebie.
Wzór przylegania idealny. Może i ten smar nie jest dedykowanym środkiem do sprawdzania tego, ale działa :)
Po pełnym sukcesie z mechanizmem różnicowym przygotowałem tarcze kotwiczne. One również są wypiaskowane i pomalowane proszkowo.
Najlepsze jest to, że śrub do tego nie było w częściach, które do mnie przyjechały i musiałem je zdobyć, żeby móc poskładać to w całość. Razem z tarczami kotwicznymi na miejsce trafiły półosie, już z nowymi łożyskami.
Praktycznie wszystko wewnątrz bębnów dokupiłem, bo nie miałem żadnej części do dyspozycji.
Nowe są również cylinderki. Tu już hamulce są złożone na gotowo.
Nowe są również gumki osłaniające dźwigienki hamulca ręcznego wystające z tarcz kotwicznych.
Założyłem również bębny hamulcowe. Żeby nie było za łatwo, pierwsze podejście zakończyło się porażką, bo bębny były za małe... dopiero potem dokupiłem właściwe bębny, odczekałem swoje zanim zostały pomalowane proszkowo, aż wreszcie mogłem je zamontować. Trytytki przytrzymują bęben, żeby nie spadł. W tle widać zamontowane końcówki stabilizatora - tam też są nowe gumy, śrub nie było w zestawie, również zostały dokupione.
Pokrywa mostu to też dłuższa historia. Po pierwszym piaskowaniu okazało się, że ma dziury na wylot. Dziury zostały zaspawane. Znowu piaskarnia. Znowu dziury... i znowu spawanie. Potem malowanie i założenie nowej gumki (poliuretan widoczny po lewej stronie zdjęcia) trzymającej pręt mechanizmu hamulca ręcznego.
Most już zalany właściwym olejem. W tej pozycji (ryjkiem do dołu) wisiał przez dobę, żebym miał pewność, że nie cieknie.
Tu już widać efekt końcowy, bo nie ze wszystkich etapów prac miałem dobre zdjęcia. Stabilizator i jego mocowania pomalowane, nowe gumy mocujące, z tyłu widać nową linkę hamulca ręcznego.
I od lewej strony - pręt hamulca ręcznego; widać dorobioną przeze mnie rurkę hamulcową. Srytytki trzymają linkę hamulca na czas transportu i przechowywania.
Gotowa pokrywa mechanizmu różnicowego. Nie powstrzymałem się przed naklejeniem logo :).
I prawa strona. Tu dorobiłem jeszcze drugą, krótką rurkę hamulcową. Całość dopełnia nowy hamulcowy przewód elastyczny.
I most tylny w całej okazałości. Jak na materiał wejściowy, to śmiem twierdzić, że nieźle wyszło.
Po pamiątkowych zdjęciach, gratulacjach, owacjach na stojąco i szampanie nastąpiło pakowanie mostu do transportu.
Prawdopodobnie ciąg dalszy nastąpi, bo auto obecnie wygląda jakoś tak. Następny odcinek poświęcony będzie zawieszeniu przedniemu.