Trafił do mnie taki fajny Ford. Problemem było ciężkie uruchamianie silnika i dość losowe trudności albo z w ogóle uruchomieniem, albo z gaśnięciem silnika.



Na początek zrobiłem standardowy przegląd silnika, czyli mierzenie kompresji, sprawdzenie świec itp. Przy okazji wyszło, że dwa cylindry miały dość niską kompresję, więc spróbowałem od nowa ustawić zawory - niestety nic to nie dało. Wyprzedzę trochę historię i powiem, że po kilku miesiącach, jak już miałem ponownie auto u siebie i miałem zdejmować głowice, żeby oddać je do zrobienia - kompresja wróciła do normy. Nie wiadomo czemu. Ale przyjąłem to z radością :).



Diagnozowałem to zatem dalej. I im więcej diagnozowałem, tym bardziej nie działało. A potem działało. A potem znowu nie. W sumie przy okazji znalazłem taki kwiatek, jak zasilanie na układ zapłonowy wzięte z grzałki ssania w gaźniku. W końcu jednak zacząłem głębiej grzebać w kabelkach. Układ zapłonowy w ogóle jest tu nieoryginalny, tylko Mallory. Znalazłem takie coś na kabelkach idących do aparatu zapłonowego.



Tak, przetarte, sparciałe, bez izolacji na kawałku. Spróbowałem to podłączyć porządnie, bez takich atrakcji.



Niestety niewiele to pomogło. Jakimś cudem miałem dokładnie taki sam układ zapłonowy od innego silnika w garażu. Przełożyłem więc moduł - wszystko działa. Przełożyłem z powrotem - nie działa. Moduł jest o tyle ciekawy, że aparat zapłonowy ma koło z 8 wycięciami, i impuls na cewkę jest generowany przez diodę świecącą na fotodiodę po drugiej stronie kółka. Kółko zasłaniające i odsłaniające diodę świecącą działa jak przerywacz. I moduł ten był uszkodzony, większą część czasu nie działał, ale czasami próbował.



Po szybkim zorientowaniu się w cenach części, okazało się, że ten moduł Mallory kosztuje więcej niż nowy OEMowy aparat i moduł zapłonowy... Namówiłem właściciela na ten zakup.



Przy okazji wyciągania aparatu zapłonowego zauważyłem , że mam jeszcze jeden problem do rozwiązania - skądś cieknie płyn chłodzący.



Porównałem ze sobą aparaty, czy na pewno nowy jest właściwy.



A wyciek okazał się spod obudowy termostatu.



Potem zainstalowałem nowy aparat i zacząłem kombinować, gdzie przykręcić moduł zapłonowy.



W końcu musiałem to jakoś podłączyć. Żeby było trudniej, moduł miał inne kolory kabelków niż powinien mieć, więc musiałem trochę podrapać się po głowie. Niby nie ma to dużo kabelków, ale przy okazji zasilanie odpiąłem z grzałki ssania i podłączyłem we właściwe miejsce w instalacji.



Na koniec zaczęło to wyglądać schludniej.



Tu już wszystko podłączone poprawnie.



I gotowe. Silnik nadal ciężko uruchomić, ale po uruchomieniu pracuje stabilnie. Czyli zapłon już działa poprawnie.



A powód wycieku był w sumie dość prosty. Zobacz dolną płaszczyznę obudowy termostatu, jaka jest krzywa.



Udało mi się to splanować i wycieku już nie ma.



A co do ciężkiego odpalania, to nie mam już z tego etapu zdjęć, ale... Na początku sprawdziłem kable idące od akumulatora - i masę i plus do rozrusznika. Były bardzo zaśniedziałe w końcówkach, a po ich zdjęciu i podjętej decyzji o ich wymianie rozciąłem je wzdłuż. Były w środku całe zielone. Zrobiłem zatem nowe kable, co już trochę pomogło - rozrusznik zaczął nieco szybciej kręcić, a silnik ciut lepiej się uruchamiać. Pożyczyłem też nowy rozrusznik do takiego silnika od kolegi i założyłem tu. I to już do końca załatwiło sprawę. Silnik zdecydowanie szybciej się kręci nowym rozrusznikiem i dużo łatwiej się uruchamia. Nowy rozrusznik został już więc przy silniku.