No i znowu nadrabiam zaległości w opisywaniu co się z tą granadą dzieje :) Sęk w tym, że co chwila coś innego Michał przykręca w zależności od tego co jest gotowe i na co jest czas... Od ostatniej aktualizacji Trochę się pozmieniało.
Wyczyszczona i pomalowana została przekładnia kierownicza (jest w świetnym stanie, bez luzów, więc nie wymagała remontu), a następnie przykręcona do zawieszenia i połączona z kolumną kierownicy.
Dzięki temu można było wreszcie założyć kierownicę.
Następnie Michał wziął się za hamulce. Dorobił wszystkie nowe rurki hamulcowe. Z braków były jeszcze tylne bębny. Póki co tylne zawieszenie nie będzie remontowane - nie wymaga tego za bardzo, a Michał chciałby już uruchomić Granadę, więc wszystko ma ku temu zmierzać. Ciekawie toto w środku wygląda. Pamiętacie, że całe auto w środku było wręcz oblepione mułem? Tutaj też trochę go było.
Wszystko zostało przeczyszczone i poskładane na nowych częściach.
W kolejną sobotę udało się wyciągnąć Granadę spod namiotu. Michał umył ją z rocznego kurzu. Śmieliśmy się, że to taka tradycja - ostatni raz auto wyjechało prawie dokładnie rok temu - raz na rok wyjechać, umyć i schować z powrotem :)
Po schowaniu pod namiot wykorzystaliśmy całą dostępną siłę roboczą w celu dociążenia przodu auta - do tej pory nie udało się dokręcić sworznia, bo Granada była za lekka. Chuchra z nas jak nie wiem, ale jednak się udało.
Następnie podnosiliśmy Granadę, żeby przewrócić ją na bok. Dzięki temu łatwiej było Michałowi psiknąć podwozie bituminem, żeby dodatkowo zabezpieczyć auto przed rdzą.
Niestety szybko straciliśmy wenę twórczą i poszliśmy do domów :) Malutki schował się pod spódnicą mamusi :)
W następną sobotę przystąpiliśmy do dalszego ataku. Do tej wysokości udało się nam podnieść Granadę.
Po czym podnieśliśmy ją już dalej ręcznie, bo jakoś daliśmy radę. Oczywiście nie obeszło się bez świrowania i głupich fotek :)
Potem Michał wziął się za psikanie tym bituminem, a ja uciekłem.
Tydzień później czy jakoś tak :) przymierzyliśmy hak. Tak go przymierzaliśmy, że aż dziury wywierciliśmy. A jak już dziury były, to został...
I tu dochodzimy do dzisiejszego dnia. Dość pamiętnego - 27 października 2012 był o tyle pamiętny, że znienacka spadł śnieg. A my akurat mieliśmy w planie wyciągnięcie Granady i włożenie do niej silnika. Ale przecież prawdziwi twardziele nie pozwolą, żeby plany zepsuł im jakiś jesienny śnieżek?!? Wyciągamy!
Silnik też wyciągnęliśmy z kąta garażu.
Z wkładaniem dużo filozofii nie było - podnieść, przysunąć auto, opuścić. Nic oprócz tego nie przykręcaliśmy, więc szybko poszło. Michał nie przywiózł skrzyni, bo przyjechał autobusem, więc musieliśmy tylko przywiązać silnik, żeby się nie przechylił i tyle.
Zanim nie pojawi się więcej rzeczy w komorze silnika, to wygląda on na strasznie mały.
Wyczyszczona i pomalowana została przekładnia kierownicza (jest w świetnym stanie, bez luzów, więc nie wymagała remontu), a następnie przykręcona do zawieszenia i połączona z kolumną kierownicy.
Dzięki temu można było wreszcie założyć kierownicę.
Następnie Michał wziął się za hamulce. Dorobił wszystkie nowe rurki hamulcowe. Z braków były jeszcze tylne bębny. Póki co tylne zawieszenie nie będzie remontowane - nie wymaga tego za bardzo, a Michał chciałby już uruchomić Granadę, więc wszystko ma ku temu zmierzać. Ciekawie toto w środku wygląda. Pamiętacie, że całe auto w środku było wręcz oblepione mułem? Tutaj też trochę go było.
Wszystko zostało przeczyszczone i poskładane na nowych częściach.
W kolejną sobotę udało się wyciągnąć Granadę spod namiotu. Michał umył ją z rocznego kurzu. Śmieliśmy się, że to taka tradycja - ostatni raz auto wyjechało prawie dokładnie rok temu - raz na rok wyjechać, umyć i schować z powrotem :)
Po schowaniu pod namiot wykorzystaliśmy całą dostępną siłę roboczą w celu dociążenia przodu auta - do tej pory nie udało się dokręcić sworznia, bo Granada była za lekka. Chuchra z nas jak nie wiem, ale jednak się udało.
Następnie podnosiliśmy Granadę, żeby przewrócić ją na bok. Dzięki temu łatwiej było Michałowi psiknąć podwozie bituminem, żeby dodatkowo zabezpieczyć auto przed rdzą.
Niestety szybko straciliśmy wenę twórczą i poszliśmy do domów :) Malutki schował się pod spódnicą mamusi :)
W następną sobotę przystąpiliśmy do dalszego ataku. Do tej wysokości udało się nam podnieść Granadę.
Po czym podnieśliśmy ją już dalej ręcznie, bo jakoś daliśmy radę. Oczywiście nie obeszło się bez świrowania i głupich fotek :)
Potem Michał wziął się za psikanie tym bituminem, a ja uciekłem.
Tydzień później czy jakoś tak :) przymierzyliśmy hak. Tak go przymierzaliśmy, że aż dziury wywierciliśmy. A jak już dziury były, to został...
I tu dochodzimy do dzisiejszego dnia. Dość pamiętnego - 27 października 2012 był o tyle pamiętny, że znienacka spadł śnieg. A my akurat mieliśmy w planie wyciągnięcie Granady i włożenie do niej silnika. Ale przecież prawdziwi twardziele nie pozwolą, żeby plany zepsuł im jakiś jesienny śnieżek?!? Wyciągamy!
Silnik też wyciągnęliśmy z kąta garażu.
Z wkładaniem dużo filozofii nie było - podnieść, przysunąć auto, opuścić. Nic oprócz tego nie przykręcaliśmy, więc szybko poszło. Michał nie przywiózł skrzyni, bo przyjechał autobusem, więc musieliśmy tylko przywiązać silnik, żeby się nie przechylił i tyle.
Zanim nie pojawi się więcej rzeczy w komorze silnika, to wygląda on na strasznie mały.